W opisie jednej ze ścieżek programowych XV Kongresu PMI Poland Chapter (listopad 2020), tej pod nazwą Post Agile znajdziemy następujące zdanie i pytanie: „Today we can say that Agile is already a standard, but does Agile solve all our problems?”. Działam w świecie zarządzania projektami od blisko trzydziestu lat, od blisko dziesięciu także w świecie Agile. I dlatego poniżej znajdziecie kilka moich refleksji dotyczących powyższego zdania i pytania.

Zacznę od pytania: czy przypadkiem Agile – tak jak jest najczęściej stosowany – rozwiązał nie te problemy? A może wręcz namnożył wiele dodatkowych problemów? Moim zdaniem, to co obserwowaliśmy w ostatnich latach, to raczej pre-Agile, tak trochę, jak czasy pre-historyczne.

Na początek: jak rozumiem Agile. Będę się trzymał określenia Toma Gilba, że „Agile to zbiór taktyk umożliwiających spriorytetyzowany strumień wartościowych rezultatów, mimo zmieniającego się środowiska”. Formułując nieco inaczej: Agile to meta-narzędzie do dostarczania wartości interesariuszom w ramach ograniczonych zasobów i różnych innych ograniczeń. To teraz spójrzmy na rzeczywistość ostatnich lat i zadajmy kilka prostych pytań:

  • Czy kopiowanie rozwiązań organizacyjnych – realizacji produktów firmy z siedzibą w Sztokholmie, osadzonej w skandynawskiej kulturze pracy, wykorzystującej specyficzną infrastrukturę techniczną i zajmującej się specyficznym produktem – do wytwarzania zupełnie innych produktów, w innej kulturze to jest Agile? Czy może raczej kult cargo?
  • Czy powszechne stosowanie pewnej metody pracy zwinnej (według State of Agile Report 57% w 2019 roku), która – owszem posiada kilka zalet – lecz obarczona jest wieloma, bardzo istotnymi słabościami, o których bardzo niewiele się mówi i które powoli się usprawnia, to Agile?
  • Czy Agile – jak prezentuje autor jednej z metod zwinnych w podtytule swojej książki – polega na zrobieniu „dwa razy więcej, dwa razy szybciej”? A gdzie podziały się „wartościowe rezultaty”, będące istotą Agile? Czy naprawdę „dwa razy szybciej i dwa razy więcej” to jest Agile?
  • Czy kompletny brak w aktualnych podejściach nazywanych „agile-owymi”, rzekomo zorientowanych na dostarczanie wartości, jakichkolwiek odniesień do zagadnień finansowych (zarówno tradycyjnego Accounting, jak takich jak Throughput Accounting) to jest ten zorientowany na wartości Agile?
  • Czy kompletne nieuwzględnianie w tzw. agile-owych metodach i podejściach ograniczenia systemu (zgodnie z definicją Eliyahu Goldratta) może doprowadzić do efektywnego procesu wytwarzania właściwych produktów, a tym samym do strumienia wartościowych rezultatów?
  • Czy mam kontynuować listę tego typu pytań?

Dla mnie powyższe i wiele innych przykładów pokazuje, że to, z czym mieliśmy do czynienia to – w znacznej części przypadków – nie jest Agile (pamiętacie określenie T. Gilba z początku tekstu?), to raczej pre-Agile, jakiś początek, zarodek, z którego dopiero może się coś wyłonić. To „coś” można dość chyba łatwo zdefiniować poprzez włączenie do pre-Agile tych elementów, których w nim ewidentnie brakuje. Moim zdaniem może czekać nas – menedżerów i specjalistów działających w środowisku zwinnego zarządzania projektami, produktami, pracami oraz zwinnego zarządzania firmami – jeszcze wiele, wiele pracy, by ten pre-Agile przekształcić – oczywiście drogą ewolucji – w coś co będzie można nazywać „Agile”. Dobra wiadomość jest taka, że szereg takich prac zostało zainicjowanych w ostatnich latach. Sam także poprzez swoją najnowszą inicjatywę – którą łatwo znajdziecie w sieci – działam w tym kierunku. Myślę jednak, że to co się z nich wyłoni, może stanowić dla nas wielką niespodziankę i może nie być zgodne z naszymi wyobrażeniami w punkcie startu tych prac.

Wygląda więc na to, że mamy optymistyczne zakończenie felietonu.

A pamiętacie co mawiał Eliyahu Goldratt, twórca TOC, w takich pozornie oczywistych sytuacjach? Pójdę jego śladem i też zadam pytanie: „czyżby?” Czyżby po erze pre-Agile miała nastąpić era Agile? Tak jak po czasach średniowiecza nastąpiło odrodzenie (renesans), a potem oświecenie?

Nie jestem takim optymistą. Swoją opinię opieram na tym co widzę w świecie za oknem, na tym co widzę w firmach, na tym co słyszę od znajomych i kolegów pracujących w różnych firmach, zarówno tych „korpo”, jak i tych małych, jak start-up. Obraz, jaki wyłania się z tego oglądu jest bardzo pesymistyczny. Efektywne metody zarządzania firmą? Zapomnij. Wielkie reorganizacje firm, realizowane zupełnie bez głowy? Jak najbardziej. Owczy pęd za nowościami reklamowanymi przez gigantów technologicznych, traktujących odbiorców jak przysłowiowych „Murzynów”? Na porządku dziennym. Zanik umiejętności czytania nieco dłuższego tekstu i zanik szarych komórek? Widoczne na każdym kroku.

Jak Kasandra przewiduję regres, a nie postęp. Odrodzenie (renesans), a potem oświecenie?

Post-Agile? To dobry żart: koń by się uśmiał. Sądzę, że po erze pre-Agile, cofniemy się jeszcze bardziej, a w zasadzie już się cofamy.

Witajcie w świecie pre-pre-Agile.