Aktualna sytuacja (a piszę ten felieton w sierpniu 2020 r.) sprzyja zarówno refleksji o tym, co się dzieje na świecie, jak i spojrzeniu wstecz w minio­ne lata. Zacznijmy od tego spojrzenia wstecz.

Czy znacie takie osoby, jak: Ingvar Kamprad, Sa­kichi Toyoda, Allan Mulally, Charles de Gaulle czy Robert Schuman? Dla mnie i – jak sądzę – dla wielu osób mojej generacji i starszych ci przedsta­wiciele świata biznesu i świata polityki są syno­nimami mądrego przywódcy-lidera: posiadającego wizję, konsekwentnego w jej realizacji i skutecz­nego w działaniu innowatora, pokazującego nowe myślenie i nowe kierunki rozwiązań. To teraz py­tanie: czy potraficie wymienić takie osoby żyjące współcześnie? Ciężko, prawda? Ja też nie jestem w stanie wymienić osoby o takich przymiotach. Co gorsza, najszybciej przychodzą do głowy nazwiska osób, stanowiących kompletną anty-tezę tych wymienionych na początku akapitu. Parafrazując Danutę Rinn (znacie przypadkiem?): „gdzie ci przy­wódcy, gdzie ci liderzy?”

Co się więc stało, że obecnie w świecie biznesu i zarządzania oraz w świecie polityki bardzo rzadko spotykamy śmiałe wizje, mądre decyzje, etycz­ne działania czy orientację na interes społeczny? W minionych epokach od czasu do czasu mogliby­śmy napotkać przywódców, którzy zasłużyli sobie u potomnych na przydomek „Wielki”, jak Aleksan­der, Konstantyn, Justynian, czy Kazimierz (znacie przypadkiem?) Nie sądzę by ktoś z nam współcze­snych zyskał taki przydomek.

Czyli co: dramat? A może to tylko pierwszy akt dramatu?

Spójrzmy teraz na drugą stronę medalu pod nazwą: przywódca. Bo najczęściej tego przywód­cę ktoś wybrał, czy to w wyborach, czy w wyniku decyzji Rady Nadzorczej, lub innego mniejszego, większego, lub bardzo licznego gremium. I co wi­dzimy po tej drugiej stronie? Czy przypadkiem nie trafiliśmy – jak śpiewali w latach 70-tych Pink Floyd – na „Dark side of the moon”? A może po­wiecie, że jesteśmy jednak po jasnej stronie księ­życa? Przecież rozwijają się takie idee, jak samo­organizacja, turkus, socjokracja, czy holakracja. Także agile-owy zespół jest ucieleśnieniem tej idei. Może więc przywódcy i liderzy nie są już potrzebni i ludzie sami (bo przecież jesteśmy samo-zorgani­zowani, lub zwinni) określą śmiałe wizje, podzielą się pracą i zrealizują wspólnie zdefiniowane cele? Eliyahu Goldratt zadawał często proste pytanie: czyżby? Zadajmy je więc i my. Moją odpowiedzią będzie: owszem, czasem może się to zdarzyć, z naciskiem na „czasem”. Bo to co widzę w bardzo wielu przypadkach przypomina tę ciemną stronę księżyca. Bo jak można być samoorganizującym się zespołem, gdy brak wiedzy, czasem wręcz ele­mentarnej, brak współpracy i orientacji na wspólne cele (bo liczy się tylko „ja”), a często brak zwykłego „pomyślunku”.

Czyli co: dramat? A może to był drugi akt dra­matu?

Czas więc na trzecią stronę medalu, czyli akt trzeci. I próbę odpowiedzi na pytanie: Co się więc stało, że obecnie w świecie biznesu i zarządzania oraz w świecie polityki bardzo rzadko spotykamy śmiałe wizje, mądre decyzje, etyczne działania, czyli spotykamy liderów naszych marzeń? I co się stało, że także ta druga strona medalu – ludzie, wyborcy, członkowie zespołów projektowych, pra­cownicy firm – nie wygląda lepiej.

Moja odpowiedź na te pytania? Związana bę­dzie z jednym z najważniejszych słów, jakie sto­suję w życiu zawodowym i prywatnym, ze słowem „system”. Mam bowiem wrażenie, że źródłem sytuacji, jaką opisałem w felietonie jest system, jaki stworzyliśmy. System ekonomiczno-społecz­ny, a także system technologiczny. Bo to system, w którym dominuje pieniądz (pamiętacie może jak Liza Minelli i Joel Grey śpiewali w filmie Kabaret: „Money makes the world go around”), interes wła­sny, czyli „JA”, w którym coraz szybciej zanikają takie słowa, jak: odpowiedzialność, kultura, świa­topogląd, wspólnota (zajrzyjcie do felietonu w nu­merze 27. „Strefy PMI”, w którym pisałem więcej na ten temat). To także system zaniku mądrości, dominacji fake-ów i fałszywego świata mediów społecznościowych. To system, w którym… Mam wymieniać dalej?

A to przecież właśnie system: jego wartości, do­minujący w nim mind-set oraz jego procesy i struk­tury kształtują zachowania i działania aktorów tego systemu. Pamiętacie Wiliama Szekspira i jego “All the world’s a stage, And all the men and wo­men merely players; They have their exits and their entrances”? Może więc stąd, czyli z systemu, te wszystkie zjawiska, opisane pokrótce w felietonie?

Czyli co: dramat? Sięgnijmy więc do rosyjskiego mistrza dramatu Antona Czechowa, który pisał: „Jeśli w pierwszym akcie powiesiłeś strzelbę na ścianie, to w kolejnym musi wystrzelić”.

Pytanie tylko: kiedy?