Nie będzie jakoś super miło. Trochę już mnie męczą te wymuszone uśmiechy, uprzejmości i mówienie, że wszystko jest dobrze. Przecież nie jest dobrze. Żyjemy w ciągłym stresie. Iluż znajomych straciło pracę i długo szukało kolejnej? Jak wiele osób musiało się przebranżowić, by móc utrzymać siebie i rodzinę? Iluż z nas żyje w obawie o utratę pracy lub utrzymania zatrudnienia w swojej firmie/dziale? Nie udawajmy, że to nam nie robi różnicy, że nie wpływa na nasze życie. Ciągle zamknięci, pozbawieni swoich ulubionych zajęć i miejsc. Robimy się nerwowi i drażliwi. W zaciszu terapii online leczymy depresję.

Najczęstszym problemem z jakim spotykam się w rozmowach z Klientami jest utrzymanie zaangażowania ludzi, którzy zmuszeni są pra­cować zdalnie. Wielu introwertyków (myśląc trochę stereotypami) jest pewnie zadowolo­nych z home office, jednak ogromna część ludzi pragnie kontaktu z drugim człowiekiem i po prostu tęskni. I jest to najbardziej naturalne na świecie, bo jak mówił Aronson1, jesteśmy isto­tami społecznymi.

Przypomina mi się rozmowa, w połowie kwietnia, z przedstawicielem mojego globalnego klienta. Porozmawialiśmy o tym, jakie szkolenie u nas zamawiają i wszystko toczyło się standardowo. Jednak mimo, że teoretycznie wyczerpał się temat, to nikt się nie rozłączył. Przez kolejne pół godziny rozmawialiśmy, jak jest nam ciężko w tej nowej, covidowej rzeczywistości. Potrzebowaliśmy tego oboje, a po tej rozmowie czuliśmy się sobie bardzo bliscy. Na moment. Przez chwilę. Ale ta bliskość była
nam niezbędna, by móc dalej iść przez całą tą niewiadomą, w jakiej żyjemy do dziś. Właśnie dzięki temu, że rozmawialiśmy o czymś trudnym dla nas i odkryliśmy się przed sobą, poczuliśmy się z tym bardzo dobrze. Kolejne nasze rozmowy, nadal służbowe, były okraszone tym, jak się teraz czujemy i czy czeka nas udany dzień. Jak często odpowiadamy na takie pytania szczerze? Uczą nas, by zawsze się uśmiechać, by nie mówić jak jest źle, by nie narzekać. Ale przychodzi taki czas, że nawet najlepsi „aktorzy” poddają się i mówią jak jest naprawdę. Bo czasem po prostu trzeba odpuścić i opuścić… nomen omen (na czasie) przyłbicę.

Kiedyś, gdy rozmawiało się z przedstawiciela­mi firm, badając ich potrzeby szkoleniowe, to prawie nigdy nie było problemów. Klient nie chciał mówić, z czym ma trudności. Ale trener nie przychodzi wtedy, gdy wszystko jest pięk­ne i nie wymaga naprawy, czy też dostarcze­nia zupełnie świeżej wiedzy. Po co zapraszasz hydraulika, skoro nic nie cieknie? Ale, ale… Od niecałego roku słyszę wyrażane wprost proble­my. Słyszę nieskrywane trudności. Dlaczego? Bo to najbardziej naturalne w organizacjach. Mieć problemy i codziennie sobie z nimi radzić. Po co więc udawać, że wszystko błyszczy, kie­dy to tylko światło odbite?

Ostatnio wpadła mi w ręce książka2 o tym, że w sprzedaży liczy się teraz autentyczność. Nooo! Skoro w sprzedaży, królestwie udawania, wchodzi teraz trend bycia autentycznym, to świat się kończy. Na czym ta autentyczność ma polegać? Właśnie na tym, by czasem poka­zać tę „ludzką twarz”, człowieka zmęczonego, któremu coś się również może nie udać. „Fuck up Nights” kiedyś były imprezami dla pośmia­nia się z tego, że inni mają gorzej. Nie było to jednak mile widziane poza tymi wieczornymi godzinami autozaorania, by się tak otwie­rać. Lepiej opowiadać o sobie jako o kimś, kto nie zaznał porażki, jedynie może odbył jakieś niewielkie lekcje, z których natychmiast wy­szedł obronną ręką i cały na biało. Lśnimy na Instagramie, awansujemy na LinkedIn i jeste­śmy wspaniałymi towarzyszami na Facebooku. A gdzie jesteśmy sobą? Głęboko wierzę, że ten trudny czas, przed którym nadal stoimy i w którym wciąż uczestniczymy, nauczy nas być wiarygodnym w swoich emocjach i zedrze nam te maski udawanej szczęśliwości z twa­rzy. Żeby nie było, sama lśnię na Instagramie, awansuję na LinkedInie i jestem przyjacielem roku na Facebooku. Czasem jednak stać mnie na publiczną łzę i słabość. I uważam, że to moja siła.


1 E. Aronson, Człowiek istota społeczna, PWN, War­szawa 2003
2 P. Lencioni, Odkryj się, MT Biznes, Warszawa 2010