Z Tomaszem Grochowskim, Prezesem PMI Poland Chapter, rozmawiają Dominika Kantorowicz i Szymon Pawłowski


Tomku, wracasz do aktywnego zaangażo­wania w PMI Poland Chapter po kilkuletniej przerwie, tym razem w roli Prezesa organi­zacji. Co skłoniło Cię do powrotu i objęcia tej roli?

Myślę, że złożyło się na to kilka zbiegów okoliczności. Pierwszy z nich to zeszłoroczny Kongres PMI Poland Chapter i splot zdarzeń podczas niego. Gdzieś między sesjami, przy kawie, padł żart, że może to ja wystartował­bym w wyborach na prezesa zarządu. Takie żarty przy kawie bywają ryzykowne. Ja ten żart powtórzyłem na kolejnej przerwie koledze i to już nie chciało wyjść mi z głowy. Dalej, już w mniej żartobliwy sposób, też ktoś to powtó­rzył i w ten sposób zaczęło się to z żartu robić całkiem realne.

Co jeszcze? Myślę, że chęć uczenia się i zła­pania szerszej perspektywy. PMI pomógł mi rozwinąć się na drodze zawodowej. Zresztą, wolontariat był ze mną od zawsze – zaczyna­łem w AIESEC-u, potem był PMI, a gdy zrobiłem sobie przerwę od PMI, zacząłem realizować pro­jekt non-profit, polegający na uczeniu dziecia­ków programowania. Zawsze szukałem okazji, by móc coś dać innym, choćby chwilę czasu czy wiedzę. Ale myślę też, że mogę się dużo na­uczyć w PMI, także o sobie samym, bo to jest ciekawa organizacja, która na pewno pozwoli mi złapać inną perspektywę.

Gdy zbliżało się walne zgromadzenie, już w maju i czerwcu, miałem takie poczucie, że warto byłoby trochę zmienić kierunek PMI Poland Chapter. I to był taki ostatni element, który sprawił, że ta decyzja zapadła. Zresztą, ona zapadała dosyć długo, bo wielu osobom, także spoza PMI, zadawałem pytanie, czy to jest dobry pomysł, czy powinienem wracać. Im bardziej ta zaszczepiona na kongresie myśl kiełkowała mi w głowie, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że chciałbym widzieć PMI w Pol­sce w odrobinę innym miejscu niż go obecnie postrzegam. Zacząłem mocno czuć potrzebę zmiany, a wpłynęły na nią różne drobne sygnały, płynące z rozmów z obecnymi lub byłymi wo­lontariuszami czy członkami PMI. Te wielolet­nie znajomości w PMI przydały się, żeby pytać ludzi, co sądzą o polskim PMI. Gdzie jest dzisiaj, a gdzie powinien być? Im bardziej przyglądałem się naszemu PMI, tym bardziej miałem wrażenie, że to nadal jest wartościowa organizacja, ale wydaje się trochę nieharmonijna, taka szarpana, niezdecydowana, w którą stronę chce iść i szu­kająca własnego sensu istnienia.

I to były te trzy rzeczy, które przez pół roku przed wyborami składały mi się w głowie na de­cyzję o kandydowaniu.


Czy mógłbyś pokusić się o porównanie PMI Poland Chapter sprzed kilku lat i tego obec­nego? Co Twoim zdaniem zmieniło się w naj­większym stopniu? I jak oceniasz polski oddział w momencie, gdy obejmujesz w nim przywództwo?

Zmieniło się i dużo, i mało. Z jednej strony ta organizacja niezwykle urosła, mamy teraz jakieś dwa razy więcej oddziałów. Mamy dużo więcej projektów, więcej wolontariuszy, więcej po­układanych, uporządkowanych procesów. Pa­miętam taki PMI, który był bardziej partyzancki, gdzie wszystko robiliśmy po raz pierwszy. Na przykład pierwsze spotkanie oddziałów, po raz pierwszy ktoś spoza Warszawy wszedł do za­rządu czy został prezesem. A dzisiaj są to rzeczy oczywiste. Na pewno zmieniło się to, że wiado­mo, jak pewne rzeczy się toczą i nie trzeba ich wymyślać od nowa. Z drugiej strony, trochę tej wiedzy ucieka i wciąż czasami wymyślamy koło od nowa. Gdy widzę nad czym teraz pracujemy, to czasem łapię się za głowę i myślę: ale to już robiliśmy jakieś 10 lat temu. Gdzie to się zgubi­ło? Obecnie jest też znacznie więcej ludzi i dużo więcej różnorodności.

Wracając do tej nieharmonijności obecnego PMI, to sygnały od różnych ludzi wskazywały, że trochę brakuje im wartości w interakcji z PMI. Rozmawialiśmy o PMI, o wpływie PMI na zarzą­dzanie projektami i słyszałem: co ja z tego mam, że jestem członkiem PMI? Do tego bycie wo­lontariuszem też nie do końca budowało takie poczucie wartości, jakiego można by oczekiwać. Albo, że PMI być może nie jest już trendsetter­ską organizacją w obszarze zarządzania projek­tami. Oczywiście, nie był to głos wszystkich i nie mamy tu jakiegoś obrazu nędzy i rozpaczy, ale były to istotne sygnały. Takie, które mówią że na tym obrazie dużej i wciąż rosnącej orga­nizacji są rysy, że te fajne rzeczy, które robimy, można byłoby robić inaczej.

Fot. Katarzyna Malinowska

Misją PMI PC jest rozwijanie centrum najlep­szych praktyk zarządzania projektami i sze­rzenie świadomości w tym obszarze. No więc właśnie – jak z perspektywy kilku minionych lat oceniłbyś rozwój tej świadomości w Pol­sce i rolę PMI Poland Chapter w tym rozwoju?

Świadomość projektowa, wiedza i umiejęt­ności zarządzania projektami bardzo mocno roz­winęły się w ostatnich latach. Oczywiście, ta świadomość jest na różnych etapach w różnych branżach czy organizacjach, są takie, w któ­rych odkrywa się dopiero podstawy i wpro­wadzenie bardzo klasycznych modeli świętuje się jako sukces. Ale są też branże, organizacje, gdzie mamy ogromną zwinność, gdzie mówi się o skalowalności Agile, zwinności PMO, przy­wództwie opartym na zaufaniu i relacjach czy data driven management lub nawet AI. Myślę, że teraz dużo więcej i głośniej mówi się o pro­ject managemencie.

PMI Poland Chapter też się rozwinął, ale tu mam wrażenie, że świadomość w środowi­sku zarządzania projektami w Polsce rozwi­nęła się szybciej niż nasza organizacja. Może to jest związane z tym, że PMI jako globalna organizacja trochę „przespał” erę Agile. Może po prostu kręciliśmy się wokół tych standar­dów, które promowane były przez PMI Global. A może w PMI Poland Chapter nie do końca był pomysł na to, na czym się skoncentrować, żeby być organizacją wyznaczającą trendy. Nie umiem odnaleźć przyczyny. Moje subiektywne wrażenie jest takie, że choć PMI PC bardzo się rozwinęło, to otoczenie rozwinęło się szybciej i nas wyprzedziło, więc względem otoczenia zostaliśmy z tyłu.


Jakie główne cele masz Ty i nowy zarząd na Waszą kadencję? Co zmieni się w PMI Poland Chapter przez najbliższe dwa lata?

Zmieni się, mam nadzieję, dosyć sporo, skoro to poczucie potrzeby zmiany kierunku ściągnę­ło mnie tutaj. Na pewno zmieni się – i mam wrażenie, że pierwsze symptomy tej zmiany już mamy – to, że będziemy jednym zespołem. Dużo w tej organizacji było rozproszenia – za­rząd, oddziały, w zasadzie każdy z nich działał samodzielnie. Oczywiście, to jest też ogromna zaleta tej organizacji, to pozwalało ją rozwijać. Natomiast chyba trochę zabrakło poczucia wspólnoty, tego, że możemy robić coś razem. Pierwszym moim celem jest to, żeby w gronie wolontariuszy, którzy działają w jakimkolwiek obszarze w tej organizacji, wszyscy mieli po­czucie, że to jest jeden zespół, jeden PMI, który nas łączy.

Druga rzecz – cyfryzacja, wirtualizacja oferty PMI Poland Chapter. Dzisiaj wydaje się to dość oczywiste. W momencie kiedy myślałem o tym celu, był to okres początku pandemii, już wy­glądało na to, że cyfryzacja i wirtualizacja bę­dzie koniecznością. Dzisiaj ewidentnie widać, że to jest coś, co musimy zrobić, bo wiele rzeczy offline po prostu nie jest w stanie się wydarzyć. Nie mówię tu tylko o samych wydarzeniach, bo webinary czy wirtualne konferencje już się pojawiły. Myślę, że szczególnie uważnie powin­niśmy przyjrzeć się naszej ofercie dla członków stowarzyszenia i przede wszystkim dostarczać im wartość poprzez kanały elektroniczne. To też ułatwi nam budowanie społeczności, w glo­balnej internetowej wiosce będzie nam dużo bliżej do siebie.

Trzecia rzecz to ciągły feedback z naszy­mi głównymi segmentami klientów i partne­rami. To przyszło mi do głowy, gdy osoby czy firmy, które są albo były w jakiś sposób w re­lacji z PMI-em, zasugerowały, że gdzieś ucie­ka ta wartość i kontakt z PMI. To oznacza, że za mało rozmawiamy z kluczowymi dla nas osobami i organizacjami. Chciałbym, żebyśmy zbierali zdecydowanie więcej feedbacku od na­szych wolontariuszy, członków, firm czy uczel­ni, z którymi współpracujemy. To są dla nas kluczowe segmenty, na które przez te 2 lata będziemy zwracali uwagę z zespołem zarządu. W pierwszym kwartale naszej działalności sku­piliśmy się na wolontariuszach, bo doszliśmy do wniosku, że najpierw musimy popracować z tą grupą, z którą będziemy dla wszystkich innych tę ofertę tworzyć.

Czwarta rzecz to dostarczanie treści, na­dążających za nowoczesnymi trendami w za­rządzaniu projektami. Mam takie subiektyw­ne wrażenie, że w ostatnich latach na części wydarzeń PMI PC nie były to treści mówiące o najnowszych trendach. Podejmowano tematy, które są znane od dobrych kilku lat. A to spra­wia, że może nie mieć sensu słuchanie organi­zacji, która dostarcza treści już gdzieś prezen­towane. Dlatego chciałbym, żebyśmy mocno przemyśleli to, o czym mówimy i jaką to daje wartość.

No i chciałbym jeszcze, żebyśmy spojrzeli nieco szerzej, nie tylko na zarządzanie projek­tami i najbliższe otoczenie, ale też, żebyśmy znaleźli sposób na realizację działań wspiera­jących cele zrównoważonego rozwoju. Myślę, że to jest kierunek, który pozwoli nam wyjść dużo szerzej. To jest okazja do tego, żeby po­kazać PMI w miejscach, w obszarach, gdzie nas jeszcze nie było i pomóc naszemu najbliższemu otoczeniu – społecznościom lokalnym, czy or­ganizacjom, które będziemy w stanie wspierać, by budować lepszy świat wokół nas.

Fot. Bartłomiej Pitala

Czy do wartości, o których wspominałeś, chciałbyś dorzucić jeszcze jakieś, na których chciałbyś oprzeć swoją kadencję? Czy są takie, które wymagają szerszego promowa­nia, żeby PMI Poland Chapter mógł się nadal prężnie rozwijać?

Tutaj powiem o trzech wartościach: przejrzy­stość, odpowiedzialność i wspieranie otoczenia.

Przejrzystość – dlatego, że jesteśmy dziś dość dużą organizacją, mającą pewną mar­kę i znaczenie, również w Polsce. Ludzie z nią związani budują sobie w jakiś sposób rozpozna­walność wraz z PMI, budują kompetencje, rosną wraz z tą organizacją. Musimy zadbać o taką konstrukcję naszych działań, żebyśmy wzrasta­li w synergii z PMI. To znaczy: ja coś organizacji daję i ja też coś od niej dostaję. Oczywiście, jak w każdej dużej organizacji, czasem ktoś nad­użyje zaufania i w zbyt znaczący sposób czerpie korzyści dla siebie. To nie jest cechą tylko pol­skiego oddziału PMI. Chaptery na całym świe­cie z tym się borykają. Na poziomie globalnym i lokalnym wdrażane są polityki mające elimi­nować takie zjawiska jak konflikt interesów. Ale myślę, że powinniśmy przede wszystkim zapo­biegać takim sytuacjom. Zapobiegać przejrzy­stością – pokazując co i jak robimy, wyjaśniając swoje intencje i rozmawiając. Jeżeli tylko czyjeś działania są dla nas mętne, niezrozumiałe, wy­dają nam się nakierowane na jednostronną war­tość, to powinniśmy o tym rozmawiać. A do tego są potrzebne przejrzystość, otwartość i poczucie, że o wszystko możemy zapytać, wszędzie zajrzeć i każdą sprawę wyjaśnić.

Odpowiedzialność – dlatego, że to nie jest już mały partyzancki NGOs, zrobiony przez grupkę znajomych i jak nie wyjdzie to nic się nie stanie. To jest już spora organizacja, mamy duże wydarzenia, ciekawe projekty, jak na przykład Program Mentoringowy i sporo osób jest z nami w relacji klient – organizacja, która coś dostar­cza. I z uwagi na rozmiar organizacji i wartość, którą jesteśmy w stanie dostarczać, musimy budować poczucie odpowiedzialności za to co robimy i jak robimy.

Wspieranie otoczenia – tu wrócę do tego, co mówiłem o łączeniu celów PMI PC z celami zrównoważonego rozwoju. Uważam, że jeste­śmy w stanie zyskać dużo więcej, jeśli zacznie­my zastanawiać się, komu jeszcze możemy pomóc. Jak jeszcze możemy budować lepszą rzeczywistość dookoła nas. Jak, budując wiedzę i kompetencje projektowe pojedynczej osoby, możemy sprawiać, żeby realizowane projekty były lepsze dla nas i naszej przyszłości. Chciał­bym, żebyśmy patrzyli dużo dalej i szerzej, niż na swoje lokalne podwórko, niż na okres swojej kadencji w zarządzie czy w jakimkolwiek pro­jekcie w PMI. Chciałbym, byśmy tworzyli PMI, który tworzy wartość z perspektywą kolejnych 17 lat, a nie dwóch czy nawet pięciu.


Czy są takie organizacje non-profit, a może firmy, które podziwiasz i które stanowią dla Ciebie inspirację, kiedy myślisz o wizji, misji i wartościach polskiego chapteru?

To trudne pytanie. Z jednej strony są takie organizacje, z których czerpię inspirację. Przy czym one dziś są inne, a pół roku temu były inne. Byłem ostatnio na wirtualnej konferen­cji DevOps Institute i bardzo spodobało mi się, to jak ją zorganizowali i kilka inspiracji od nich podebrałem. Z kolei, kiedy zastanawiam się nad tym, jak możemy budować naszą komunikację na zewnątrz organizacji to przychodzi mi do głowy Cognilytica – amerykańska firma, która zajmuje się researchem w obszarze AI. Są dla mnie inspiracją, bo słucham ich podcastów i widzę jak rozbudowują swoją ofertę, sprawia­jąc, że grono ludzi wokół nich się rozrasta. To nie jest do końca to o co pytacie, bo to nie są organizacje, które są dla mnie jakimś wyznacz­nikiem, ale na pewno coś inspirującego w nich znalazłem.

Tak więc czerpię inspiracje z różnych źródeł, ale chyba nie potrafię wymienić jednej czy kilku organizacji, które byłyby takim drogowskazem. To, jaka organizacja akurat dziś mnie inspiru­je, zależy od myślę wielu losowych czynników. I wiem, że jutro czy za miesiąc to będą znowu inne przykłady, niż dziś. Natomiast mam mnó­stwo ciekawości w obserwowaniu organizacji, z którymi się stykam i od których mogę coś cie­kawego zaczerpnąć.


Obejmujesz stery PMI Poland Chapter w trudnym momencie – w dobie pandemii i nadchodzącego kryzysu. Jak sądzisz – na ile wpłynie to na sposób działania organizacji i czy utrudni to jej działanie i rozwój?

Krótko mówiąc, na pewno wpłynie i tak, na pewno utrudni jej działanie i rozwój.

Już widzimy, że w zasadzie pandemia ska­sowała nam wydarzenia offline. Obserwując integrację środowiska wolontariuszy i to, że w związku z pandemią wiele wydarzeń jest wir­tualnych, wierzę, że zmieni się to, jak działamy w naszym zespole wolontariuszy, bo przestaje mieć znaczenie, gdzie ktoś się znajduje. Skoro wiele projektów jest wirtualnych, to mogę do­łączyć do zespołu, który pracuje z Wrocławia, Krakowa, Poznania czy Gdańska. Myślę, że też trochę zmieni się nam model działania, który do tej pory opierał się na funkcjonowaniu w od­dziale lokalnym, w którym wszystko się działo, w tym liczne wydarzenia offline.

Jeśli chodzi o utrudnienia, to na pewno trud­niejsze jest i będzie pozyskiwanie partnerów i sponsorów. Nasza organizacja opiera się na sponsorach w bardzo wielu miejscach. Z jed­nej strony, mniej tych wydarzeń daje mniejsze możliwości pozyskiwania sponsorów, a z dru­giej strony, potencjalni sponsorzy to też fir­my, które ucierpiały w wyniku pandemii. Być może teraz to my im powinniśmy pomóc mając na uwadze to, że w dobrych dla nich czasach oni pomagali nam. Na pewno czeka nas wiele wymyślania, kreatywności, nieszablonowych rozwiązań i pomysłów. I robienia wielu rzeczy od nowa.

Fot. Katarzyna Malinowska

Jakie inne poważne wyzwania widzisz na drodze do realizacji postawionych przez za­rząd celów?

Jesteśmy organizacją wolontariacką, to zna­czy, że nasi wolontariusze przychodzą tu i pew­nego dnia odchodzą. Przez lata bycia w PMI czy przy PMI, obserwuję, że te odejścia czasami są bardzo nagłe. Sprawiają, że znika nam też wie­dza, którą wolontariusz posiadł. To zawsze jest wstrząs, który narusza integralność zespołu. Nie zagwarantuję, że poradzimy sobie z tym le­piej, niż poprzednicy. I choć wiemy o tym, sta­ramy się minimalizować skutki – choćby przez zbieranie i dokumentowanie wiedzy, to staty­styka jest nieubłagana i nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by w czasie dwuletniej kadencji nikt z wolontariuszy nie odszedł.


Jak oceniasz obecną współpracę polskiego oddziału PMI z innymi chapterami w Europie i na świecie? Czy widzisz miejsce i kierunek na jej rozwój?

Na pewno wirtualizacja naszej pracy sprawia, że współpraca ma dużo większy potencjał. Mo­żemy wzajemnie zapraszać się na organizowane wydarzenia online czy zorganizować je wspól­nie. Z drugiej strony, PMI Global wdraża obecnie narzędzie wspierające komunikację między wo­lontariuszami, włącznie z narzędziem do bezpo­średniej komunikacji, z czatem dla wszystkich wolontariuszy. Na razie projekt uruchamiany jest tylko dla liderów chapterów, ale docelo­wo ma służyć wszystkim wolontariuszom na świecie. To sprawi, że dużo łatwiej będzie nam ze sobą rozmawiać, a to z kolei rozwinie nasz potencjał na szerszą współpracę. Z drugiej stro­ny, mam wrażenie, że mocno tego potencjału jeszcze nie wykorzystujemy. Być może w wy­niku pandemii każdy chapter potrzebuje czasu, by odnaleźć się na własnym podwórku. Gdy to zrobimy, przyjdzie czas na myślenie o szerszej współpracy.


Czy i w jaki sposób pandemia wpłynęła na Twoje życie – zawodowe i prywatne? Czy dowiedziałeś się o sobie czegoś nowego? Czy znalazłeś swój własny sposób, by przetrwać i nie zwariować w tych nowych wymagają­cych realiach?

Najgorsze w lockdownie było to, że zamknię­to szkoły i moja trójki dzieci od marca była ze mną w domu… Sport trochę ratował sytuację. Skoro nie można było wyjść, pobiegać, czy po­jeździć na rowerze, w domu szybko pojawiło się trochę sprzętu sportowego. Na tarasie domu znalazł się rower spinningowy, który ratował mnie z treningami przed letnimi zawodami.

Oczywiście, mocno zmienił się tryb mo­jej pracy. Pół roku temu przeprowadziłem się i nie planowałem mieć nawet biurka w pokoju. Wyobrażałem sobie, że biuro jest gdzieś tam w mieście, a w domu jest sypialnia, pokój chil­loutowy, w którym miło się spędza czas. Ten pomysł przegrał po czterech miesiącach pracy z kuchni albo kanapy, skąd byłem ciągle wyrzu­cany. W końcu postawiłem na stojące biurko, żeby przynajmniej nie siedzieć przez cały dzień.

Pandemia sprawiła więc, że jednak mam biurko w domu i w sumie dobrze mi z tym. Szczerze mówiąc, nie bardzo mam ochotę prze­nosić się z powrotem do biura i myślę, że długo tam nie wrócę.

Z domu pracuje mi się trochę wygodniej. Mogę później wstać, nie tracę czasu na dojazd, a kawę piję z własnego ekspresu, to dużo wy­godniejsze (i przyjemniejsze) rozwiązanie.

Fot. Katarzyna Malinowska

Czym zajmujesz się zawodowo dzisiaj i jaka była Twoja ścieżka rozwoju?

Zajmuję się project managementem od dobrych 15 lat, w szczególności w obszarze zwinnym. Wspieram organizacje we wdrażaniu zwinności, będąc – modnie mówiąc – Agile Co­achem. Po studiach rozpocząłem pracę w du­żej organizacji FMCG, gdzie uczestniczyłem w projekcie IT. Pamiętam do dziś, gdy ówczesny dyrektor IT podrzucił mi wydrukowanego PM­BOK’a. Powiedział, że to jest taka biblia zarzą­dzania projektami i jeśli planuję się w tym kie­runku rozwijać, to powinienem to przeczytać. Nie wiem czy zrobił to z dbałości o mój rozwój, czy tak mnie nie lubił… Tak rozpocząłem swoją drogę. Przez lata byłem w różnych organiza­cjach, większych, mniejszych, w start-upach, korporacjach, ale zawsze blisko IT. Tak napraw­dę ten project management zawsze był gdzieś obok.


A co robi Tomek po godzinach? W jaki sposób spędzasz swój wolny czas, co dodaje Ci ener­gii i sił, by dawać z siebie tak dużo na wielu polach?

Tutaj mógłbym długo opowiadać, ale z re­spektu do czasu czytelników, wymienię tyl­ko dwie rzeczy. Biegam i nurkuję. Jeśli chodzi o bieganie, to najchętniej biegam w górach, sam, długo i daleko, najchętniej ultramaratony. Ten rok okazał się dla mnie dobrym sezonem sportowym. Zawody, w których chciałem wziąć udział, ostatecznie odbyły się, co nie było ta­kie oczywiste jeszcze miesiąc wcześniej. Lubię mieć takie jedne porządne zawody w planie rocznym, które motywują mnie, by przez cały rok biegać i trenować. Gdy przychodzi jesień i zima, pada, jest śnieg, błoto i ciemno, to nie chce Ci się ruszać. Gdy jednak przypomnisz so­bie, że w wakacje masz pierwszy taki sprawdza­jący maraton na 50 km, a później zaplanowane zawody ultra na ponad 100 km w górach, to zakładasz buty i idziesz na trening. To bezcen­ne uczucie po przebiegnięciu 110 km, kilkaset metrów przed metą, gdy ledwo ciągniesz nogę za nogą, bardziej idziesz niż biegniesz, widzisz metę i jednak jeszcze przyspieszasz. Poziom szczęścia: plus tysiąc.

Drugie hobby – może nawet większe – to nurkowanie. To taki fantastyczny fast charger. Cokolwiek by się później ciężkiego nie działo, to nic nie jest dla mnie już problemem. Nurkuję w Polsce, trenuję w okolicznych bajorach, je­ziorach czy jakiś zalanych kamieniołomach, ale najbardziej uwielbiam nurkowanie w jaskiniach. To są miejsca, gdzie jest niesamowita cisza. Tam mnie nikt nie znajdzie i nikt nic ode mnie nie chce. Poczucie synchronizacji z otoczeniem, gdy wpływasz kilkaset metrów w głąb jakiejś jaskini, jest fenomenalne. W Polsce nie mamy jaskiń do nurkowania, dlatego to zawsze jest większa wyprawa. U nas za to można nurkować w zalanych kopalniach, co daje mi dostęp do miejsc nieodwiedzanych przez większość tury­stów. Nurkowanie jest dla mnie formą medyta­cji, która wycisza i daje czas na spędzenie go z samym sobą.


Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś przekazać naszym Czytelnikom, pasjonatom zarzą­dzania projektami, członkom i sympatykom PMI?

Budujemy jeden PMI i łączy nas ten jeden PMI. Dlatego zapraszam do udziału w naszych projektach wolontariackich i do dołączenia do zespołów realizujących coraz to więcej różnych projektów, nie tylko lokalnych w oddziałach, ale też ogólnopolskich. Gdy już ktoś dołączy, to za­wsze znajdzie się miejsce i zawsze znajdzie się projekt, który można zrealizować. Bo zawsze mamy więcej pomysłów niż rąk do pracy, mimo, że ludzi jest sporo.