Jedna z najbardziej istotnych zasad fi­lozofii Kaizen głosi, że wielkie efekty są sumą wielu małych zmian nagromadzo­nych w czasie. Wprawdzie mam wielki szacunek i sentyment dla tej filozofii za­rządzania, ale kiedy obserwuję, jak zarzą­dza się zakresem w wielu projektach nie mogę powstrzymać się od twórczej, choć – przyznaję – nieco cynicznej trawestacji tej zasady: wielkie problemy w projektach są sumą wielu małych niekontrolowanych zmian nagromadzonych w czasie.


Nie mogę się przy tym nadziwić, dlaczego lu­dzie zaangażowani w tych projektach z wiel­kim zapałem opowiadają o niezliczonych kłopotach związanych z niedotrzymanymi terminami, niekompetentnymi członkami ze­społu i przekroczonymi budżetami, ale zdają się zupełnie nie zauważać katastrofalnych skutków fatalnego podejścia do zarządzania zakresem, a w szczególności do zarządzania zmianami. Nie waham się stwierdzić, że jest to jeden z najbardziej zaniedbanych i nielu­bianych tematów dotyczących zarządzania projektami.

Zjawisko niekontrolowanego poszerzania się zakresu projektu doczekało się swojej na­zwy – scope creep (czy jak wolą zwolennicy upowszechniania naszej rodzimej mowy, do których sam się również chciałbym zaliczać, rozrost bądź pełzanie zakresu). Najlepszym zaś potwierdzeniem doniosłości i wszech­obecności tego problemu jest obserwacja jednego z najbardziej uznanych autorytetów w dziedzinie zarządzania projektami, Ha­rolda Kerznera. W jednej ze swoich książek stwierdził on: „There are three things that most project managers know will happen with almost certainty; death, taxes, and scope creep1. I można odnieść wrażenie, że w większości projektów nie poprzestaje się na stwierdzeniu tej nieuchronności, ale też traktuje się rozrost zakresu jak złego smo­ka, którego nie sposób ukatrupić, więc lepiej omijać go jak najszerszym łukiem i udawać, że nie istnieje. No i wtedy jakoś to będzie. A jeśli nawet zdarzają się projekty, w których podejmuje się próby zapanowania nad bestią, to najczęściej niestety sprowadzają się one do wyboru jednej z dwóch nieskutecznych metod.

Pierwsza polega na całkowitym zakazie nie tylko proponowania zmian, ale nawet wspominania o nich. Metodzie tej towarzy­szy zwykle bardziej lub mniej nieudana próba „kompletnego” określenia zakresu, która – co należy stwierdzić z pewnym smutkiem – jest z góry skazana na niepowodzenie z powodu pewnej cechy zakodowanej w DNA każdego projektu. Mam oczywiście na myśli unikato­wość powodującą, że projekty cechuje znacznie większy poziom niepewności niż w jakiej­kolwiek innej formie działań prowadzonych przez organizacje. I choć wytrwałość stróży pilnujących przestrzegania wspomnianego zakazu jest godna największego podziwu, to i tak nie zapobiega ona rozrostowi zakresu. Przynajmniej w kilku projektach miałem oka­zję obserwować pełną paniki reakcję na moje stwierdzenie, że to, o czym właśnie mówi­my na spotkaniu statusowym jest zwyczaj­nym wnioskiem o zmianę, czy jak wolą inni „CRem”. Bardzo szybko przestawało mnie to bawić, ponieważ okazywało się, że zakaza­ne jest tylko nazywanie zmian po imieniu, a same zmiany i tak żyją własnym życiem.

Druga metoda sprowadza się do ekwilibry­stycznego gaszenia pożarów wywoływanych zmianami wciskającymi się do projektu każdą możliwą dziurą. Niezależnie od kreatywności wykazywanej przez zwolenników tej meto­dy, opanowany w jednym miejscu płomień pojawia się w chwilę potem ze zdwojoną intensywnością w innym obszarze projektu. Zupełnie jak krety niszczące mój ogród.

Czy rzeczywiście nie ma innego sposobu na skuteczne zarządzanie zmianami w pro­jektach? Czy rozrost zakresu jest faktycz­nie równie nieuchronny i niezwyciężony jak śmierć? W moim przekonaniu skuteczna metoda nie tylko jest wyobrażalna, ale jest już od dawna rozpoznana i dobrze opisana. Wymaga ona jedynie nieco odmiennego wy­korzystania umiejętności, które w nadmiarze eksploatowane są w ramach dwóch wspo­mnianych przeze mnie metod. Wytrwałości i kreatywności.

Jakie elementy powinno się uwzględnić projektując skuteczne podejście do zarzą­dzania zmian w projektach?

Przede wszystkim trzeba sobie uświado­mić, że podstawą skutecznego zarządzania zmianami w projekcie, a w gruncie rzeczy kluczem do skutecznego zarządzania projek­tami, jest skupienie się na należytej inżynierii wymagań w projekcie. W największym skró­cie – sukces projektu zależy od tego, jak za­planuje się, a następnie zrealizuje sposób po­dejścia do wydobywania, dokumentowania, analizowania, specyfikowania i zarządzania wymaganiami w kontekście konkretnej po­trzeby biznesowej oraz konkretnego zbioru uwarunkowań definiującego środowisko da­nego projektu. Skuteczne procesy inżynierii wymagań na poziomie projektu powinny za­pewniać między innymi:

  • Aktywne zaangażowanie w wydoby­wanie wymagań różnych interesariu­szy. W wielu projektach nie uwzględnia się na przykład w należytym stopniu wy­magań użytkowników zapewniających wsparcie operacyjne lub odpowiedzial­nych za utrzymanie produktu projektu w trakcie jego eksploatacji. W rezultacie nie tylko pomija się cechy i funkcje pro­duktu istotne z perspektywy tych intere­sariuszy, ale również traci się możliwość zoptymalizowania kosztów utrzymania i eksploatacji produktu.
  • Specyfikowanie wymagań w sposób pozwalający na ich priorytetyzację i mierzalność. Zdefiniowanie hierarchii istotności wymagań niezwykle ułatwia późniejsze zarządzanie zakresem w pro­jekcie. Planowanie kolejnych iteracji dzia­łań wytwórczych, definiowanie zakresu kolejnych wersji czy wydań produktu, ocena i hierarchizacja zmian proponowa­nych w projekcie to tylko niektóre ob­szary, w których przypisanie priorytetów wymaganiom zawartym w specyfikacji okazuje się bezcenne. Równie ważne jest uzupełnienie wymagań o wymierne kryteria akceptacji, obejmujące metryki, jasno sprecyzowane warunki i metody przeprowadzania akceptacji oraz związa­ne z akceptacją odpowiedzialności.
  • Przejrzysty i jednoznaczny mechanizm zatwierdzania bazowej specyfikacji. Brak takiego mechanizmu w którymkolwiek z obszarów planowanych w projek­cie praktycznie uniemożliwia skuteczną komunikację i kontrolę w tym obszarze. Z punktu widzenia zarządzania zmianami, wszelkie niejasności dotyczące bazowej specyfikacji wymagań bardzo ogranicza­ją możliwość pełnego oszacowania skali i skutków zmiany oraz podjęcie świado­mej decyzji dotyczącej jej akceptacji lub odrzucenia.

To jedynie wybrane elementy skutecznych procesów inżynierii wymagań. Trzeba zwrócić uwagę na wiele innych, ale gotowych źródeł inspiracji nie brakuje. Znakomita większość metodyk i standardów zarządzania projekta­mi oraz analizy biznesowej dostarcza wystar­czającej ilości narzędzi, dobrych praktyk i go­towych rozwiązań, które można wykorzystać w niemal każdym potencjalnym projekcie. Potrzeba jedynie wytrwałości w przekony­waniu interesariuszy projektu, że jest to krok, na który warto poświęcić odpowiednią ilość czasu i wysiłku oraz kreatywności w budo­waniu podejścia odpowiedniego dla danego projektu.

Kolejnym elementem jest rozbudzenie w interesariuszach projektu świadomości znaczenia zarządzania zakresem dla sukcesu projektu. Otwarta, transparentna komuni­kacja i kultura zarządzania zachęcająca do kreatywności w proponowaniu zmian zwięk­szających wartość tworzonych w projektach rozwiązań połączona z wytrwałym i rygory­stycznym przestrzeganiem ustalonych stan­dardów i procesów mogą w istotnym stopniu przyczynić się do okiełznania rozrostu zakre­su. Chcę tutaj podkreślić, że według mnie nie powinniśmy próbować uśmiercić tej bestii, ponieważ w rezultacie wywrócilibyśmy do góry nogami istotę projektów jako nośnika ważnych zmian w organizacjach. Można jed­nak – a nawet trzeba – tę bestię udomowić.

Wreszcie, potrzeba mechanizmów i narzę­dzi, które spowodują, że procesy inżynierii wymagań, stosowane przez świadome ze­społy zarządzające projektami, będzie można z powodzeniem realizować w każdym projek­cie w organizacji. Miarą skutecznego zarzą­dzania projektami we współczesnym świecie nie jest już zdolność do „zaliczenia” spek­takularnego sukcesu w jednym czy dwóch projektach. Skuteczne zarządzanie zakresem, a w szczególności skuteczne zarządzanie zmianami w projektach należy potraktować jako wyzwanie dla całej organizacji i jako element zarządzania portfelem, a nie tylko problem takiego czy innego projektu. Po­trzeba zatem rozwiązań systemowych, które zapewnią należytą staranność oraz wsparcie dla stosowania procesów inżynierii wymagań w skali całego portfela. Nie sposób wyobrazić sobie takiego systemu bez jednoznacznego sprecyzowania zakresów odpowiedzialności, a jednocześnie zapewnienia odpowiednich uprawnień dla analityków biznesowych, kie­rowników projektu i organizacyjnego PMO wspierającego i nadzorującego skuteczne stosowanie procesów na poziomie portfela oraz zapewniającego skuteczny transfer wie­dzy i doświadczeń między projektami. Każda z tych kluczowych dla projektu ról powinna się wykazać wytrwałością i kreatywnością w doskonaleniu podejścia do zarządzania za­kresem w projekcie.

Kiedy wsłuchuję się w głos autorytetów i wizjonerów zauważam niezwykłą zmia­nę. Jeszcze kilka lat temu rozrost zakresu traktowany był jednoznacznie jako zjawi­sko negatywne, które trzeba w taki czy inny sposób pacyfikować i eliminować. Dziś otwarcie przyznaje się, że nie tylko nie da się tego zjawiska wyeliminować z projek­tów, ale że pod wieloma względami jest to zjawisko pozytywne, ponieważ jeśli tylko jesteśmy w stanie je zrozumieć i „oswoić” to może się ono stać źródłem dodatkowej wartości uzyskiwanej w projektach. W moim przekonaniu przedstawione powyżej rozwa­żania stanowią dobry punkt wyjścia do zro­zumienia kluczowego znaczenia procesów zarządzania zakresem dla sukcesu projektu i podjęcia działań zmierzających do ich opty­malizacji.


  1. Harold Kerzner, Project Management Metrics, KPIs, and Dashboards, John Wiley & Sons, 2011.