Zadzwonił do mnie kolega z pytaniem, czy nie poleciłbym kogoś, kto podejmie się tłumaczenia na żywo wykładu o tematyce muzycznej. Znany ekspert (i muzyk) miał opowiedzieć prostym językiem o bardzo ciekawych zdarzeniach, przeplatając opowieść licznymi fragmentami muzyki, co istotnie obniżało szacowaną pracochłonność zadania. Wykład inaugurował tegoroczną edycję pewnej wartościowej inicjatywy, która jednak w poprzednich latach doświadczyła – nazwijmy to delikatnie – bolesnych zawirowań. W związku z tym, dużym plusem miały być nieprzesadnie wygórowane oczekiwania finansowe tłumacza.


Jestem pewien, że i wam przytrafiają się często podobne sytuacje. Ktoś pyta was o coś, albo mówi wam coś, używając słów i zwrotów niosących z sobą jasne – jak się na pierwszy rzut oka wydaje – przesłanie, ale wiecie, że w rzeczywistości chodzi o coś innego. Mój kolega wcale nie pytał, czy poleciłbym kogoś do tej pracy. On prosił, żebym to ja się jej podjął. I choć z wiekiem zaczynam osiągać pierwsze sukcesy w trudnej sztuce asertywności, a tłumaczenia traktuję jako rodzaj osobliwego hobby i podejmuję się niemal wyłącznie tłumaczeń pisemnych, to mój kolega miał zbyt silne argumenty, bym mu odmówił. Przemyślenia, którymi chcę się z Wami podzielić powstały pod wpływem koncertu, na który zaproszono mnie przy okazji tego zlecenia i nie dotyczą ani asertywności, ani komunikacji manipulacyjnej, ale niezwykle skutecznego zespołu, który w znakomitym stylu zrealizował wszystkie cele, dla których został powołany.

Program koncertu otwierającego XXIV Międzynarodową Letnią Akademię Muzyki Dawnej obejmował uwertury i koncerty na różne instrumenty wspominanego wyżej Georga Philippa Telemanna, wykonywane przez wyjątkowy zespół składający się z mentorów tegorocznej Akademii. Zapowiadało się nieźle, bo lubię brać udział w zdarzeniach niepowtarzalnych, a przy tym podzielam najbardziej znane upodobanie inżyniera Mamonia (i pierwsze wcale nie wyklucza drugiego). Rzeczywistość przerosła wszystkie, nawet najśmielsze oczekiwania. Ponieważ jednak traktuję muzykę w bardzo podobny sposób jak Jimi Hendrix, postanowiłem trochę zracjonalizować swoją ocenę i poszukać obiektywnych kryteriów sukcesu dla tego wydarzenia.

Z badań1 wynika, że ludzie słuchają muzyki z trzech podstawowych powodów. Pierwszy z nich ma bardzo indywidualny, intymny wręcz charakter i związany jest z możliwością autorefleksji i budowaniem poczucia własnej wartości. Po drugie, muzyka pomaga ludziom budować relacje, wyrażać własną tożsamość i wartości oraz gromadzić informacje na temat otoczenia. Trzeci powód jest może mniej wzniosły, ale wcale nie mniej ważny – słuchanie muzyki sprawia ludziom przyjemność. Z mojego punktu widzenia każde z tych trzech kryteriów sukcesu zostało zrealizowane tamtego popołudnia z wielką nawiązką. Nie będę wchodził w szczegóły dwóch pierwszych, ale co do trzeciego muszę przyznać, że choć od koncertu minęło już niemal dwa miesiące to nadal czerpię z zapasów dopaminy, która się wówczas uwolniła.

Skoro więc mamy do czynienia z obiektywnie potwierdzonym sukcesem możemy przejść do retrospektywy projektu i zastanowić się, jakież to czynniki pozwoliły zespołowi w tak niewiarygodnie (nomen omen) koncertowy sposób zrealizować ten projekt. W mojej ocenie decydujące znaczenie odegrały trzy elementy.

Super-synergia

Wielu z nas uważa, że osiągnięcie przez zespół zdolności do konsekwentnego i powtarzalnego uzyskiwania efektu synergii to najwyższa forma dojrzałości grupy. Osobiście podzielam pogląd Jona Katzenbacha i Douglasa Smitha2, według których prawdziwy, synergistyczny zespół to dopiero uwertura dla efektywności na poziomie ponadprzeciętnym. Autorzy definiują prawdziwy zespół jako niewielką grupę osób o komplementarnych umiejętnościach i wspólnie wypracowanym podejściu do realizacji wykonywanej pracy. Dodatkowo, członkowie prawdziwego zespołu w równym stopniu angażują się w działania prowadzące do osiągnięcia współdzielonego celu nadrzędnego i celów szczegółowych. Podzielane przez członków zespołu poczucie współodpowiedzialności za osiągnięcie tych celów opiera się na jasno i rozłącznie zdefiniowanej indywidualnej odpowiedzialności za poszczególne obszary. Nawiasem mówiąc, kiedy rozmawiam z uczestnikami szkoleń na temat czynników decydujących o skuteczności zespołów, dochodzą oni do tych samych wniosków. Wszystkie te cechymożna było dostrzec u muzyków wykonujących ten koncert. Raz jeszcze muszę podkreślić, że zespół nie gra w tym składzie regularnie. Powstał przy okazji Akademii i składał się z mistrzów, którzy w trakcie jej trwania mieli prowadzić zajęcia warsztatowe dla młodych muzyków. Co więcej, muzycy grali bez dyrygenta, co było kolejnym p otwierdzeniem ich najwyższych kompetencji. Profesjonalizm i fachowość same w sobie nie gwarantują jednak sukcesu. Jakże często zdarza się nam widzieć wielkie katastrofy w wykonaniu zespołów składających się z ekspertów, którzy ewidentnie bardziej zainteresowani są konfrontacją niż kolaboracją (świadomie używam tego słowa i wierzę, że kiedyś uda się je pozbawić silnie pejoratywnego wydźwięku). Nadzwyczajny efekt, którego doświadczyłem tamtego popołudnia był dziełem super-synergii prawdziwego zespołu, który osiągnął jeszcze wyższy poziom doskonałości. Według Katzenbacha i Smitha staje się tak wtedy, gdy członkowie prawdziwego zespołu dodatkowo okazują sobie wzajemnie troskę o osobisty rozwój i indywidualny sukces. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że coś takiego obserwuję, kiedy słuchałem Agaty Sapiechy grającej solową partię w koncercie a-moll.

Dialog

Komunikacja stanowi z jednej strony podstawę, z drugiej zaś spoiwo wszelkiej działalności zespołowej. Sądzę też, że skuteczna komunikacja to jedna z najtrudniejszych umiejętności, szczególnie jeśli myślimy o jej najbardziej doskonałej formie, jaką jest dialog. Bądźmy jednak ostrożni zanim nazwiemy dialogiem ten rodzaj komunikacji, w który angażujemy się w czasie rozmaitych spotkań i innych codziennych form interakcji w naszych projektach. David Bohm porównuje dialog do strumienia znaczeń przepływającego pośród nas, przez nas i pomiędzy nami, dzięki czemu możliwe staje się współdzielenie tych znaczeń przez całą grupę i w rezultacie wyłanianie się z nich nowej świadomości i nowego zrozumienia3. Przeciwstawia przy tym dialog jakościowo odmiennej formie komunikacji jaką jest dyskusja, sprowadzająca się do przeciwstawiania sobie i analizy wielu odmiennych punktów widzenia. Wprawdzie dyskusja również ma pewną wartość, ale jest ona ograniczona limitem prezentowanych w dyskusji stanowisk. Co więcej, dyskusja przypomina nieco grę w ping ponga, w której uczestnicy odbijają prezentowane stanowiska i pomysły próbując zdobyć jak najwięcej punktów. W tej grze zdarza się, że wykorzystujemy czyjś argument dla nadania większej mocy własnemu, a czasem nawet zdarza się, że przyznajemy komuś rację. Ale głównym celem jest wygrana. W dialogu nikt nie stara się wygrać. Wygrywają wszyscy, jeśli tylko wygrywa ktokolwiek. Do tego potrzebne jest zupełnie inne nastawienie, zupełnie inna atmosfera. Nieczęsto mam okazję być uczestnikiem, czy choćby obserwatorem dialogu, bo nie jest to umiejętność powszechna (a i ja daleki jestem w niej od doskonałości). Każdy z sześciu utworów wykonywanych w trakcie tego koncertu był przepełniony dialogiem od pierwszej do ostatniej nuty. Każdy utwór grany był w nieco innym składzie, ale dla muzyków nie stanowiło to najmniejszego problemu. Strumień znaczeń trwał i płynął niezależnie od zmian personalnych. Nikt nie próbował zawłaszczać terytorium. Nikt nie próbował wygrywać kosztem innych, a jednocześnie każdy grał swoją partię intensywnie słuchając pozostałych, tworząc harmonię ocierającą się o doskonałość. To było najlepsze szkolenie na temat komunikacji, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem!

Zaufanie

Wszelkie aktywności, jakie podejmujemy jako jednostki i jako grupy są zorientowane na przyszłość, ponieważ cele, które chcemy dzięki nim zrealizować (a także ewentualne korzystne i niekorzystne skutki tych aktywności) są zawsze późniejsze w czasie niż środki, za pomocą których staramy się je osiągnąć. Powoduje to, że podejmując rozmaite aktywności musimy zmierzyć się z niepewnością. Jak wiadomo są tylko trzy pewne rzeczy dotyczące przyszłości: śmierć, podatki i to, że pewna znana stacja telewizyjna wyemituje pod koniec grudnia film „Kevin sam w domu”. Reszta spowita jest bardziej lub mniej nieprzeniknionym mrokiem niepewności. Narzędziem, które pomaga radzić sobie z tym w wymiarze technicznym jest szeroko rozumiane zarządzanie ryzykiem. Jego odpowiednikiem w wymiarze interpersonalnym jest zaufanie. Piotr Sztompka4 stwierdza, że zaufanie to nierozerwalnie związany z działaniem klucz do zrozumienia społecznej egzystencji ludzi i definiuje zaufanie jako zakład podejmowany na temat niepewnych, przyszłych działań innych ludzi. Na tak rozumiane zaufanie składają się dwa elementy tworzące swoisty mikro-proces: definiowanie przekonań wyrażanych jako oczekiwania wobec otoczenia oraz aktywne podejmowanie działań wynikających z tych oczekiwań. Budowanie zaufania wobec innych polega na nieustannym, iteracyjnym ponawianiu tego prostego procesu. Trudno powiedzieć jak wiele razy trzeba powtórzyć taki proces, żeby poziom zaufania pomiędzy członkami zespołu osiągnął poziom, na którym swobodnie dzielimy się z innymi swoimi emocjami. Specyfika mojej pracy powoduje, że mam wiele kontaktów z dużą liczbą ludzi. Większość z nich zdaje się wątpić, czy w relacjach zawodowych taki poziom zaufania w ogóle jest możliwy. Ileż to barwnych odpowiedzi już usłyszałem – głównie od kierowników projektu w takich branżach jak budownictwo, czy energetyka – co też by ich spotkało ze strony zespołu, gdyby zaczęli się swobodnie dzielić swoimi emocjami! A mimo to jestem absolutnie przekonany, że dopiero na tym poziomie zespoły zyskują niemal nieograniczony potencjał. Emocje, które wyzwoliły się u wszystkich tamtego popołudnia przybrały niemal namacalną, materialną postać. Sprowokowali je muzycy, ale rychło dołączyli do nich słuchający. Jestem głęboko przekonany, że podobny efekt uzyskują wszystkie zespoły – nie tylko muzyczne – których siła, konstrukcja i filozofia działania opiera się na zaufaniu.

I to powinno wystarczyć. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli uda Wam się doprowadzić do zaistnienia w Waszych zespołach tych trzech elementów nic nie zdoła Wam przeszkodzić w regularnym osiąganiu sukcesu – czego Wam i sobie szczerze życzę.


  1. T. Schäfer, P. Sedlmeier, C. Städtler, D. Huron, „The psychological functions of music listening”, Frontiers in Psychology, 2013, 4:511.
  2. Jon R. Katzenbach, Douglas K. Smith, Siła zespołów. Wpływ pracy zespołowej na efektywność organizacji, Oficyna Ekonomiczna, Kraków 2001
  3. D. Bohm, On Dialogue, Routledge, London 1996.
  4. P. Sztompka, Zaufanie. Fundament społeczeństwa, Znak, Kraków 2007