Dobro się mnoży kiedy się nim dzieli. Ta zasada sprawdza się w życiu, ale czy również w biznesie? Czy obowiązkiem firmy jest dzielenie się tym, co wypracuje? Absolutnie nie. Chyba, że… wola przedsiębiorcy podpowiada inaczej.


Jeśli przedsiębiorca chce w ramach swojego biznesu działać dla dobra społecznego, to ma do wyboru kilka opcji. Najbardziej popularną jest osadzenie działalności społecznie pożytecznej na koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR – ang. corporate social responsibility). CSR zakłada, że firma w większości swoich procesów wdroży rozwiązania, które będą w sposób ponadprzeciętny służyły na przykład środowisku, społeczności lokalnej, osobom zatrudnionym, prawom człowieka itp. Realizacja takiej strategii potrafi być bardzo korzystna zarówno dla społeczeństwa jak i dla firmy, jednak wymaga zaangażowania wielu pracowników (spójność celów i rozwiązań w poszczególnych działach oraz systematyczna kontrola efektów) oraz finansowego (między innymi koszty przystosowania firmy do realizacji celów społecznych). Nie każdy przedsiębiorca będzie z dnia na dzień gotowy na taką społecznie odpowiedzialną rewolucję.

Czy CSR to jedyna droga?

Mimo, że CSR sprawdza się nie tylko w korporacjach czy dużych firmach, to jednak wielu mniejszych przedsiębiorców szuka rozwiązań autorskich, szytych na miarę swoich możliwości i początkowych ambicji. Koncentrują się na znalezieniu organizacji czy grup, które są im bliskie i chcą je wspierać. W jaki sposób? Pierwsza myśl to pomoc finansowa. Jednak przedsiębiorstwo to nie studnia bez dna i w hierarchii zobowiązań finansowych względem pracowników, kontrahentów i banków wydatki na cele społeczne lądują dość nisko. Kolejny pomysł to pomaganie usługami czy produktami, które są przedmiotem działalności firmy. To rzeczywiście dobrze skrojone wsparcie – przedsiębiorca daje to na czym się zna, zapewnia dobrą jakość, a koszt pozostaje stosunkowo niski. Co jednak w przypadku producentów śrub dla urządzeń ciśnieniowych lub dystrybutorów wysoce zaawansowanego oprogramowania dla sektora kosmicznego? Takie produkty i usługi nie są powszechne, więc grupa potencjalnych odbiorców społecznych radykalnie spada. Wówczas zostaje trzecia droga: zaangażowanie kadry, która swoją specjalistyczną wiedzą i umiejętnościami może pomagać organizacjom powstałym z myślą o realizacji misji społecznej. W tym przypadku również istnieje pewne ograniczenie – czas pracowników nie jest z gumy, a wykonywanie działań dobroczynnych kosztem czasu przeznaczonego na działania biznesowe nie idzie w parze z optymalizacją biznesu. W każdym z tych rozwiązań jest spore ziarno dobra, czego potrzeba, aby zakiełkowało i wydało dobry owoc?

Człowiek od zarządzania dobrem w firmie

Uzupełnieniem tych rozwiązań jest zatrudnienie osoby, która zajmie się zharmonizowaniem działań społecznych firmy – możemy ją nazwać na przykład koordynatorem dobroczynności lub pośrednikiem dobra. Pomysł pozornie wydaje się łatwy do obalenia: „miało być tanio, najlepiej bez inwestowania”, „jedna osoba niewiele może”. Jednak jeśli porównamy roczne koszty pomocy doraźnej i nieskoordynowanej z kosztami zatrudnienia jednego pracownika (na początku wystarczy ¾ etatu), który będzie zajmował się wyłącznie działalnością społeczną oraz wartością pomocy udzielonej dzięki jego pracy, szybko okaże się, że rachunek wcale nie jest taki oczywisty i szala przechyla się na korzyść dodatkowego etatu. Tym bardziej, że może nie tylko skutecznie wykorzystywać zasoby w firmie, aby uniknąć ich marnowania, ale przede wszystkim zajmować się fundraisingiem, dzięki któremu pozyska niezależne od zysku firmy pieniądze przeznaczone na realizację celu społecznego. Zliczając wartość takiej pomocy wygospodarowanej z firmy „bezkosztowo” oraz zdobytej z grantów czy od darczyńców spoza organizacji okazuje się, że „zwrot z inwestycji” w działalność filantropijną jest wysoki i zyski społeczne przewyższają koszty. Za konkretną wartość pomocy udzielonej dzięki pracy koordynatora dobroczynności przedsiębiorca realnie płaci mniej, niż musiałby przekazać bezpośrednio na dane społeczne inicjatywy. Taki pracownik staje się przewodnikiem w filantropijnej wędrówce, której dystans odmierzają korzyści społeczne.

Wędrówka z mapą

Na drodze budowania modelu opartego o koordynatora dobroczynności może pojawić się kilka pułapek. Pierwszą z pokus jest wykorzystanie tej działalności do celów marketingowych i budowania dobrego PR firmy. O ile w przypadku holistycznego CSR-u wprost mówi się o wymiernych korzyściach dla firmy i na nie kalibruje się taką strategię, to w przypadku modelu, którego centrum jest zaangażowanie jednego człowieka należy być ostrożnym. Jeśli zarówno pracodawca jak i jego podwładny patrzą razem w kierunku działań społecznie pożytecznych, to szanse powodzenia ich współpracy są duże. Jeśli jednak pracownik ma przekonanie o misyjności swojej pracy, a pracodawca wzrok kieruje bardziej na korzyści dla firmy, wówczas mamy w tym modelu do czynienia z energicznym zaciągnięciem hamulca ręcznego. Zwolnić go może tylko uczciwe podejście do sprawy i jasność w kwestii intencji. Drugą pułapką jest dokładanie koordynatorowi obowiązków z innego obszaru działalności firmy – nie po to zatrudnia się człowieka od zadań społecznych, żeby zmniejszać jego efektywność w tej sferze innymi aktywnościami niezwiązanymi z tym celem. 

Narzucenie na taką osobę zbyt wielu oczekiwań na starcie również nie sprzyja pomyślności tego modelu, który zakłada elastyczność oraz organiczne podejście do rozwijania dobroczynności w firmie. Zasięg projektu warto budować kaskadowo, poznając stopniowo możliwości organizacji, otoczenia i rozwijając kompetencje i talenty osoby oddelegowanej do zadań pomocowych – pamiętać należy, że opieramy projekt na dwóch rękach i jednym sercu. Organiczne i wyważone podejście do budowania dobroczynności pomaga stworzyć sprawnie działającą triadę: przedsiębiorstwo – pośrednik dobra – społeczeństwo. Nieprzypadkowe jest skojarzenie stanowiska koordynatora dobroczynności do mostu łączącego firmę i cel społeczny. Za tym celem stoi często grupa potrzebujących poszukujących wsparcia czy organizacja pozarządowa. Stopniowe rozwijanie dobroczynności w firmie daje możliwość budowania zaufania do przedstawicieli sektora społecznego, a z czasem nawet wyłonienia z niego stałego, strategicznego partnera społecznego, z którym można tworzyć wielkie i bardzo pożyteczne inicjatywy. Gdy projekt zostanie już zabezpieczony przed czyhającymi pułapkami pozostaje jeszcze zadbać o optykę działania nastawioną na zysk społeczny oraz dobrą mapę zasobów firmy (wewnętrznych i zewnętrznych). Pierwszy atut pozwala zachować lepszą proporcję między celami biznesowymi a celami społecznymi. Aby te drugie nie zostały zepchnięte na margines lub nie zostały bezdusznie wykorzystane do osiągania zysku ekonomicznego, dużym wsparciem będzie wewnętrzna motywacja właściciela do zaangażowania społecznego. Postawa szeroko rozumianej hojności, empatia czy świadomość korzyści współpracy w obszarze społecznym pozwala wynieść charytatywność w obszarze biznesu na wyższy poziom. Drugim przydatnym narzędziem jest mapa zasobów firmy zbudowana we współpracy ze wszystkimi kluczowymi pracownikami. To ona zapewni sprawność poruszania się po instrumentach pomocy i budowanie relacji z intencją niesienia pomocy potrzebującym.

Mądrzej znaczy więcej

Trudno osiągnąć 100% zadowolenia z działalności społecznej w firmie. To wniosek nie wynikający z pesymistycznego myślenia, lecz z praktyki. Nawet, gdy firma pokona wiele ograniczeń organizacyjnych i finansowych, będzie musiała stanąć przed faktem, że w danym momencie potrzeb społecznych będzie więcej niż możliwości ich zaspokojenia. Jednak to do niczego nie zniechęca, wręcz przeciwnie. Nie możemy pomóc wszystkim, chyba, że każdy pomoże komuś, a to największa, zbudowana na solidarności, zachęta do społecznego zaangażowania. Rewizja zasobów firmowych pod kątem działań społecznych i wprowadzenie nawet najmniejszej dobroczynności na tory strategicznego podejścia dają gwarancję nie tylko mądrej pomocy, ale przede wszystkim długofalowej, a nie doraźnej. A profesjonalna i długoterminowa pomoc oznacza, że tej pomocy będzie po prostu więcej. Z czynieniem dobra w ramach firmy jest podobnie jak z anegdotycznym wypełnianiem słoika – gdy wsypujemy bezwiednie najpierw piasek to wypełnimy cały słój milionem drobnych i nieskoordynowanych działań. Jeśli zaczniemy od wkładania do niego dużych kamieni – celów priorytetowych, to znajdzie się w słoju też miejsce na mniejsze kamyki i piasek, a wszystko to będzie o wiele trudniej wysypać lub wypłukać wodą (nierzadko wzburzoną jak w przypadku kryzysów ekonomicznych). Każdy przedsiębiorca ma szasnę zbudować swój własny model działań społecznych zgodnie z marzeniami o zmienianiu świata na lepszy, wielkością biznesu, rosnącym apetytem na relacje społeczne i w odpowiedzi na realne potrzeby społeczeństwa. Wszystko zależy od decyzji człowieka. To on źródłem hojności, która zmienia nie tylko otoczenie, ale również jego samego.