Z Dagmarą Kołodziejczyk, psychologiem, trenerem i certyfikowanym coachem, rozmawia Malwina Szopa


W pracy Project Managera miałam do czynienia z wieloma sytuacjami, również takimi jak wspomniałaś w trakcie swoje­go wystąpienia na XIV Międzynarodowym Kongresie PMI PC: krzyczący mężczyzna na zebraniu i płacząca w toalecie kobieta. Jak myślisz, dlaczego, widząc takie sytu­acje, nie identyfikujemy ich z cechą cha­rakteru tylko z płcią?

To jest bardzo ważne pytanie, które w za­sadzie można by zadać w odniesieniu do wszystkich wątków związanych z kobietami i mężczyznami. Posługujemy się stereotypa­mi, bo to nam ułatwia życie. Upraszczamy i tłumaczymy niewygodne sytuacje, które się wydarzają, na naszą korzyść. Łatwiej po­wiedzieć, że kobiety są emocjonalne, a męż­czyźni twardzi, zamiast zastanowić się nad swoimi wybuchami złości czy płaczem w to­alecie. Prawdą jest, że oba te zachowania są reakcją na jakąś trudną sytuację i oba są przejawem nieradzenia sobie z nią. Możemy powiedzieć, że mężczyźni w chwilach bezsil­ności krzyczą, stają się agresywni, a kobiety płaczą. Tyle, że to tylko stereotyp – bo znam mężczyzn, którzy z bezsilności lub innych emocji pozwolą sobie na łzy i kobiety, któ­re z bezsilności czy złości potrafią naprawdę mocno i głośno krzyczeć. Jednocześnie, sta­tystyczne różnice między płciami nie ozna­czają, że każda kobieta i każdy mężczyzna będą przejawiać te same cechy. I tak jak można powiedzieć, że kobiety wnoszą wraż­liwość (bo to determinuje ich konstrukcja psychologiczna), a mężczyźni wnoszą kon­kretne i chłodne spojrzenie na wiele spraw, tak warto podkreślić, że każdy człowiek bez względu na płeć ma swoje mocne strony, które warto pielęgnować, i słabe – których warto mieć świadomość i nad którymi trzeba pracować. Spójrzmy na to z jeszcze innej per­spektywy – łatwiej nam dać (sobie i innym) przyzwolenie na krzyk niż płacz publicz­nie. Krzyk jest interpretowany jako oznaka mocy i władzy, a płacz – słabości. Łatwiej nam akceptować czyjąś moc niż wrażliwość. Cytując Brené Brown, „teraz jest moment abyśmy wszyscy, niezależnie od płci, uczyli się wrażliwości na siebie i drugiego człowie­ka”. Wrażliwość oznacza odwagę do posta­wienia granicy krzykowi oraz przyjęcia, że czyjeś zachowania są raniące i efektem tego mogą być łzy. A one nie będą się pojawiać, jeśli będziemy umieli tworzyć przestrzeń do rozmowy i porozumienia, co kompletnie nie jest związane z płcią, tylko otwartością na siebie i na drugiego człowieka.


Jakie jest Twoje zdanie na temat badań dotyczących stosunku ilościowego kobiet do mężczyzn na stanowiskach menadżer­skich oraz ich skuteczności w biznesie? Czy rzeczywiście skuteczność w biznesie może być rozpatrywana w odniesieniu do płci?

Z jednej strony potrzebujemy badań, po­nieważ dostarczają informacji, budują jakiś obraz rzeczywistości. Z drugiej, słowo „bada­nie” jest często nadużywane. Częściej mamy do czynienia z wynikami ankiet, deklaratyw­nymi wypowiedziami uczestników – jak, na przykład, kogo uważasz za lepszego szefa – kobietę czy mężczyznę i z jakiego powodu. Nie jest to źródło informacji o tym, kto jest lepszym menadżerem, tylko wynikową gło­sów różnych ludzi. Skuteczność w biznesie nie jest efektem płci, tylko cech charakteru, postaw, kompetencji, podejścia i wartości danego człowieka. Stąd w moim wykładzie podczas Kongresu tak mocno podkreśla­łam, żebyśmy się na siebie otworzyli, uczyli od siebie, osiągali efekt synergii, niezależnie od płci czy innych różnic. Każdy z nas jest inny, każdy z nas wnosi do świata (biznesu czy innego środowiska) swój potencjał i za­soby, jeśli tylko sobie na to pozwoli, uwierzy w siebie i będzie mieć motywację. To wszyst­ko nie jest zależne od płci. Sondaże odnośnie różnic płci w skuteczności biznesowej mogą być również źródłem niepotrzebnego „nakrę­cania” tematu kobiet w biznesie. My po pro­stu powinnyśmy tam być, zarządzać, wnosić wartość, dawać swoje kompetencje – jeśli tylko tego chcemy i oczywiście jeśli mamy wymagane na danym stanowisku kompeten­cje. To również dotyczy mężczyzn. Kryterium płci nie jest żadną wytyczną czy warunkiem do spełnienia. Może więc czas przyjąć ten fakt za oczywisty i przestać podkreślać, że kobiety w biznesie są wciąż tematem…

Fot. 24klatki


Panowie potrzebują tylko 60% pewności, żeby rozpocząć działanie, a kobiety „jedy­nie” 100%. Skąd ta różnica? Czy to rzeczy­wiście zależy od płci?

Rzeczywiście możemy rozpatrywać tę kwestię przez pryzmat różnicy płciowej, ale znów, nie traktujmy wątku zero-jedynkowo. Z jednej strony, dziewczynki do dziś były wy­chowywane w duchu grzeczności i skromno­ści, zaś chłopcy – jako Ci bardziej przebo­jowi, podbijający świat. Na szczęście to się zmienia i przedstawione wyniki – 60% do 100% – są coraz mniej aktualne, bo kobie­ty coraz częściej sięgają po swoje. Z drugiej strony, im więcej mamy w sobie niepewności, negatywnych i ograniczających przekonań, tym trudniej nam uwierzyć, że coś potrafimy naprawdę dobrze. Jednak wówczas mówi­my o braku pewności siebie i niskim poczu­ciu własnej wartości, a nie o płci. Wyraźnie chciałabym podkreślić, że niepotrzebnie sami sobie podcinamy te skrzydła! Warto z odwa­gą sięgać po to, co nas kręci, bo tam gdzie jest odwaga, jest i zaangażowanie, a gdzie współgrają te dwie rzeczy – pojawia się i efekt.


Kolejnym interesującym aspektem w Two­jej prezentacji było nawiązanie do posta­ci Coco Chanel i Billa Gatesa. Pokazałaś w jak różnych środowiskach żyli (Coco była sierotą mieszkającą w zakonie, zaś Bill miał bogatą rodzinę). Czy uważasz, że dzieciństwo ma wpływ na naszą karierę?

Sądząc po sukcesie Coco Chanel – mniejsze niż chcielibyśmy wierzyć. Zdarza się, że trudne dzieciństwo traktujemy jako usprawiedliwienie własnej niemocy i nieporadności. Z drugiej strony wiele osób, właśnie tak jak Coco, trudne dzieciństwo traktuje jako źródło buntu i przyjmuje postawę „zrobię wszystko, żebym ja (czy moje dzieci) miał szczęśliwe dorosłe życie. Udowodnię sobie i innym, że dam radę!”. Często okupione jest to ogromnym wysiłkiem, depresją czy innymi chorobami, podobnie jak w przypadku naszej bohaterki. Jednocześnie sytuacja rodzinna Billa była dla niego bardzo sprzyjająca i pomocna. Dzisiaj, gdy zawody pomocowe są bardzo dostępne, każdy człowiek może podjąć decyzję czy ciągnie za sobą historię rodzinną czy jednak podejmuje próbę życia po swojemu i w zgodzie ze sobą. Nie mówię przez to, że jest to łatwa droga i wszystko da się zrobić, ale wiele zależy od nas.

Na prelekcji wspomniałaś o swoim projek­cie – Prawdziwa ja w biznesie. Czy możesz opowiedzieć na czym ten projekt polega i co jest jego celem?

Prawdziwa Ja w biznesie jest właśnie o tym, o czym rozmawiamy: o odwadze bycia sobą i życia w zgodzie z własnym ja, odkrywaniu swojego potencjału i wnoszeniu do bizne­su wszystkich swoich zasobów bez zasta­nawiania się co powiedzą inni. Jeśli czegoś chcę, to po to sięgam – przynajmniej próbuję, sprawdzam – nie odpuszczam tylko dlate­go, że obawiam się niepowodzenia i krytyki. Ten projekt jest o odkrywaniu tej siły, mocy sprawczej, którą każda z nas ma w sobie! Znam przypadki kobiet, które po uczestnic­twie w moim projekcie odeszły z firmy, za­łożyły własne działalności lub znalazły nową pracę, zgodną z wyznawanymi wartościami. Propagowane zachowania i postawy nie dotyczą jednak tylko kobiet, dlatego razem z zespołem z Pracowni Satysfakcji posta­nowiliśmy poszerzyć krąg odbiorców i uru­chomiliśmy projekt Świadomy Mężczyzna, w ramach którego panowie odkrywają swoją pewność siebie, wrażliwość i wartości. Po­dział na grupy damsko-męskie ułatwia pracę nad własnym rozwojem. Mamy większą od­wagę do bycia sobą, do odkrywania swoich słabości i akceptowania ich. Co nie zmienia faktu, że później z tą odwagą musimy iść w świat różnorodności i efektywnie z niej korzystać.