Wygląda, że historia zatacza koło i wracamy do zamierzchłych czasów. Dlaczego tak sądzę?

Tak jak w zamierzchłych czasach ludzie żyli w swoich grupach, plemionach, tak obecnie żyjemy w bańkach. Bańkach, czyli grupach o wspólnych zainteresowaniach i poglądach. Najlepszym przykładem takich baniek są oczywiście media społecznościowe, w których dyskusja, rozmowa, wymiana informacji odbywa się w zamkniętej grupie „swojego plemienia”, czyli właśnie w bańce. I o ile w tych zamierzchłych czasach życie plemienne ułatwiało przetrwanie na sawannie czy w lesie, to we współczesnym świecie pełnym złożoności, zmienności i niepewności to poważny problem. Bo teraz żeby przetrwać trzeba jednak wiedzieć więcej, rozumieć tę złożoność, radzić sobie z niepewnością. A do tego potrzebna jest wymiana informacji, rzetelna, otwarta na inne poglądy i koncepcje rozmowa, wspólne dochodzenie do możliwie optymalnych rozwiązań, eksperymentowanie z nimi i… dalsze poszukiwania.

Nie bardzo jednak widać takie podejście w świecie społeczno-politycznym. Ja widzę coś wręcz przeciwnego: z baniek przemieściliśmy się do bunkrów. Bunkrów, które już nie tak łatwo jak bańki przekłuć. Ze względu na betonową skorupę niezwykle trudno jest je naruszyć. Bunkry, które nie tylko nie umożliwiają rozmowy i wymiany poglądów oraz dialogu, lecz – jak to bunkry – służą wręcz to ostrzeliwania innego bunkra, pełnego już nie przeciwników, lecz śmiertelnych wrogów. Bunkry to po prostu… wojna. Mnie zaczyna się to wszystko kojarzyć z Hobbesowskim stanem natury, czyli wojny każdego z każdym.

Bańki, zwykłe bunkry, może następnie bunkry atomowe? Ten kierunek rozwoju wzmacnia jeszcze we współczesnym świecie dominacja emocji nad rozumem, coraz powszechniejsze podejście „moje jest mojsze” oraz dążenie do narzucenia innym własnej sfery wartości.

No dobrze, powiecie. Ale co ta opowieść ma wspólnego ze światem biznesu i światem zarządzania projektami?

No to rozejrzyjcie się wnikliwie po tym świecie. Myślę, że szybko zauważycie analogiczną sytuację, tyle że na mniejszą skalę. I oczywiście nie aż tak groźną. Już blisko 30 lat jestem w świecie zarządzania, w tym zarządzania projektami i co widzę? Podobne plemiona egzystujące w bańkach: plemię Agile ścierające się z plemieniem Waterfall, albo plemię Scrum potykające się z plemieniem Kanban. Mamy jeszcze plemię SAFe, LeSS i parę innych. Widzicie to „moje jest mojsze” i te emocje w coraz bardziej gorących dyskusjach? 

A przecież – jeśli spojrzeć „na zimno” na opisaną sytuację, to przecież tak naprawdę nie chodzi o to „moje” wśród metody, metod, podejść, frameworków – jak zwał, tak zwał – tylko o efektywne i skuteczne prowadzenie projektów. O prowadzenie „biznesu projektowego” w firmach i organizacjach, w taki sposób, by osiągać planowane cele i rezultaty biznesowe właśnie dzięki tym portfelom projektów, jak i innej tj. operacyjnej, procesowej działalności. Jeśli jednak spojrzymy na przestrzeni lat na różne raporty i analizy (np. Standish Group, Agile State Report), to rezultaty poprawiają się bardzo, bardzo powoli. A zidentyfikowane problemy powtarzają się w kolejnych raportach na przestrzeni wielu lat.

Na szczęście widzę w ostatnim czasie przysłowiowe „światełko w tunelu”. Coraz częściej pojawiają się głosy akcentujące nie frazy „albo” lub „versus”, typowe dla baniek i bunkrów, lecz frazy „i”, „jedno i drugie”, świadczące co najmniej o chęci rzeczywistego dialogu, o wymianie informacji i doświadczeń. O przekłuwaniu tych baniek istniejących w świecie zarządzania projektami. Zaczynamy też słyszeć głosy, a także czytać o praktycznych doświadczeniach z różnymi hybrydami, a także o hybrydowym zarządzaniu projektami, łączących – w inteligentny sposób, tam gdzie ma to sens i uzasadnienie – waterfall i agile, Scrum i Kanban i… co tam jeszcze chcecie. Zamiast rozpalać stosy na Campo di Fiori naprawdę trzeba wyjść z naszych baniek, otworzyć się na inne myślenie, na inne podejścia, a nie… budować bunkry i ostrzeliwać wroga. Łatwo nie będzie, bo nasz mózg się nie zmienia, a związane z nim mechanizmy plemienne jak i emocje przeważały i nadal przeważają nad jego częścią racjonalną. A dodatkowo procesy budowy baniek i bunkrów wzmacniają towarzyszące nam już teraz przez cały czas media społecznościowe. Jaki zaś będzie wpływ sztucznej inteligencji jeszcze nie wiemy. Osobiście jestem w tej kwestii pesymistą.

Na szczęście jednak odpowiedź na pytanie: czy – w świecie zarządzania i zarządzania projektami – wyjście z baniek to marzenie, czy jednak rzecz do osiągnięcia zależy w dużym stopniu od nas samych.

Na początek potrzeba do tego otwartej głowy, panowania nad emocjami, ograniczenia stosowania mediów społecznościowych oraz… używania odpowiedników spójników i słów. Bo – jak napisał Wittgenstein: „granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”.