Z dr Elżbietą Lisowską, ekspertką w zakresie wypalenia zawodowego, wykładowczynią na Uniwersytecie SWPS, rozmawia Kamila Czerniak.


Dzisiaj będzie dość nietypowo, ale chcieliśmy wprowadzić do naszego czasopisma trochę tematyki związanej z psychologią. W związku z tym będziemy rozmawiać o wypaleniu zawodowym.

Bardzo dziękuję za zaproszenie i cieszę się, że ten temat jest w kręgu zainteresowania, bo to temat ważny i potrzebny.


Czym więc jest wypalenie zawodowe?

Pytanie wydaje się proste, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest. Mimo że minęło niemal 50 lat od jego zidentyfikowania, nadal brakuje jednej uniwersalnej definicji. Wypalenie jest zjawiskiem złożonym, determinowanym przez różnorodne czynniki, takie jak nasz psychologiczny profil, czy ilość dostępnych zasobów. Wypalenie na pewno jest zjawiskiem negatywnym.


Jak w takim razie można zauważyć symptomy wypalenia?

Często rozwija się ono powoli, co może sprawić trudność w jego zidentyfikowaniu, szczególnie gdy jesteśmy zajęci codziennymi obowiązkami i mamy ograniczoną uważność na siebie. Ważne jest zauważenie symptomów i podjęcie działań zapobiegawczych, nawet jeśli proces wypalenia rozwija się powoli i subtelnie. Mogą być one poważne, prowadząc do utraty zadowolenia z życia i pracy oraz pogłębiając poczucie rozczarowania.

Symptomami mogą być utrata zapału i radości z pracy, brak kreatywności oraz poczucia sensu wykonywanych działań. Do wypalenia nie jest konieczny wcześniejszy płomień i silne zaangażowanie. Wypalenie może wystąpić nawet, gdy pracujemy spokojnie, albo gdy na przykład otoczenie pracy jest toksyczne lub gdy nasze oczekiwania wobec pracy nie są spełnione.

Wypalenie często wiąże się też z rozczarowaniem, które wynika z naszych wcześniejszych – głównie nierealistycznych – oczekiwań wobec pracy. Nasze nadzieje na samorealizację, udane relacje i satysfakcję zawodową często nie spełniają się, co prowadzi do rozczarowania.

Fot. Damian Stęporowski, sluchamgadam.com Wywiad dla Kamili Goryszewskiej z podcastu Słucham Gadam

Skąd taki boom na tematykę wypalenia zawodowego? Powiedziałaś, że od około 50 lat podejmowane są próby zdefiniowania tego pojęcia. Skąd taki wzrost zainteresowania w ostatnich latach?

Powodów jest kilka i myślę, że dwa są szczególnie ważne. Po pierwsze, rzeczywiście skala zjawiska w Polsce jest dość duża. Z moich ponad 20-letnich badań wynika, że osób bez żadnych oznak wypalenia, czyli takich bezpiecznych, którzy w ten proces nie weszli, jest między 18 a 20 procent. Cała reszta jest już w procesie. Oczywiście w fazie zupełnie ostrej jest między 15 a 18%, ale jest też duża część, około 60-70%, osób, które już weszły w proces i należy im pomóc.
Co 5 lat na świecie robione jest badanie ESENER, na którego kolejną edycję czekam z niecierpliwością w 2024 r. Co ciekawe, w ostatnim badaniu w 2019 r. ponad 50% szefów uważało, że żaden z ich pracowników nie doświadczy problemów ze zdrowiem psychicznym. Jeżeli szef uważa, że jego podwładni nie doświadczą w ciągu swojej kariery zawodowej problemów ze zdrowiem psychicznym, to pokazuje jak niski poziom świadomości problemu jest w naszych organizacjach.

Druga ważna rzecz, to fakt, że od 1 stycznia 2022 r. wypalenie dostało swój numerek w Międzynarodowej Kwalifikacji Chorób (ICD-11). Ale uwaga, nie zostało ono tam zapisane jako choroba, tylko jako czynnik pogarszający nasz stan zdrowia. W związku z tym możemy otrzymać zwolnienie lekarskie z powodu wypalenia do 182 dni, ale ZUS może podważyć to zwolnienie i może nie zapłacić za to zwolnienie. Stąd kwestia traktowania wypalenia nie jako choroby, a jedynie czynnika pogarszającego stan zdrowia jest mocno dyskutowana.


Czy wypalenie zawodowe jest bardziej problemem jednostki, czy możemy też mówić o tym, że jest to uwarunkowanie, które wynika z danej organizacji?

Po pierwsze możemy być takiej konstrukcji psychicznej, że łatwiej się wypalamy, bo nasza odporność na stres jest na niskim poziomie. Więc jeżeli ten stres bardzo mocno nas dotyka i mamy słabe strategie radzenia sobie z nim, to rzeczywiście będziemy bardziej podatni na wypalenie.

Ale może być to również uwarunkowane tym, że organizacja, w której pracujemy ma niską kulturę organizacyjną i daje przyzwolenie na różnego rodzaju patologie. Wreszcie może być tak, że to najbliżsi współpracownicy czy bezpośredni przełożeni są toksyczni – to dzisiaj jest trendem najmocniej zaznaczonym w badaniach. Gdy dzień po dniu spotykamy się z takimi toksycznymi osobami, może to wykończyć nawet najtwardszą osobę.

Ale na to pytanie można też spojrzeć z innej strony. Czy osoby w procesie wypalenia powinny być pozostawione z tym problemem same sobie? A może to jest też sprawa organizacji, która powinna poczuwać się w jakiś sposób do odpowiedzialności za tę osobę i chcieć jej pomóc?Dzisiaj w Polsce jeszcze nie ma takiego patrzenia. Zdarzają się takie pojedyncze jaskółki ze strony dojrzałych i świadomych organizacji, które chociażby mają w swojej kulturze zapewnienie tak zwanego sabbatical, który jest urlopem w różnym wymiarze w zależności od polityki organizacji. Jest to rozwiązanie pochodzące z organizacji skandynawskich, które pod tym względem są bardzo dojrzałe i bardzo dbają o swoich pracowników. Więc odpowiadając w tym kontekście na Twoje pytanie – w naszym społeczeństwie jest to problem jednostki.


Czy warto, żeby pracownik rozmawiał wprost o tym, że jest w procesie wypalenia zawodowego, ze swoim menedżerem?

To zależy z jakim szefem mamy do czynienia. Szefowie bywają różni i znakomita ich część ma jeszcze problemy z zarządzaniem ludźmi i mają za mało świadomości, że ludzie są różni i trzeba styl zarządzania dopasować i do ludzi, i do różnych sytuacji. Gdy mamy do czynienia z takim szefem, rozmowa może być ryzykowna. Mimo wszystko jednak jestem zwolenniczką tego, żeby rozmawiać i wspólnie próbować rozwiązywać problemy, a nie zamiatać je pod dywan.

Myślę, że bezpiecznie można zacząć taką rozmowę od tego, że na przykład potrzebujemy warsztatów na temat stresu, który jest przecież nieodłączną częścią naszego życia w każdej sferze. Takie podnoszenie świadomości może bardzo pomóc wykorzystać najlepsze możliwe strategie radzenia sobie z nim. Natomiast jeżeli mamy niską świadomość, to sięgniemy do tych strategii w sposób chaotyczny i szybki, taki nieuważny. W związku z tym prawdopodobieństwo, że zastosujemy najlepszą możliwą strategię jest zdecydowanie niższe.


Poszliśmy do lekarza, internisty, poszliśmy do psychiatry, mamy zdiagnozowane wypalenie zawodowe – i co wtedy? Jak wygląda proces wychodzenia z tego stanu?

Zanim odpowiem, jak ten proces może wyglądać, jak się za to zabrać, chcę zwrócić uwagę na jedną kwestię, która jest tutaj absolutnie kluczowa – czyli właściwa diagnoza wypalenia. Lekarz internista ma zazwyczaj mało czasu na zorientowanie się w sytuacji, bardziej opiera się na tym, co pacjent mówi: „nie chce mi się chodzić do tej roboty, nienawidzę tej pracy, mam dość, jestem zmęczona…”

Lekarz internista wtedy popatrzy na te objawy i pomyśli: „okej, to może być wypalenie”, choć wcale tak nie musi być. Z drugiej strony, lekarz może je zbagatelizować na zasadzie: „proszę iść na urlop”. Wspomniałaś też o lekarzu psychiatrze – pod warunkiem, że do niego pójdziemy. Ja mam ogromny szacunek do lekarzy psychiatrów, ale mam jedną uwagę – są świetni w diagnozowaniu depresji, natomiast niekoniecznie są tak świetni w diagnozowaniu wypalenia.

Jeśli ktoś trafia do psychiatry z zaawansowanymi objawami, to lekarz psychiatra widzi to, co tu i teraz. Taki pacjent najczęściej albo nie mówi nic, albo mówi półsłówkami, czasami płacze – trudno z niego wyciągnąć jakieś informacje. Lekarz psychiatra bardzo często prosi pacjenta o wypełnienie kwestionariusza Becka, który odnosi się właśnie wprost do ustalenia, czy mamy do czynienia z depresją i w jakim stopniu jest ona zaawansowania. A ponieważ wypalenie i depresja mają takie same objawy, to bardzo łatwo pomylić te dwie jednostki.

Trzeba by więc cofnąć się parę kroków i dowiedzieć się, od czego wszystko się zaczęło. Bo depresja przenika jednocześnie do wszystkich sfer naszego życia i każda sfera wtedy jest nią objęta. Wypalenie najpierw zaczyna się od tego miejsca, w którym się wypalamy. Czy to będzie sfera zawodowa, czy jakakolwiek inna, bo wypalenie jest czymś uniwersalnym i dzisiaj już rzadziej mówimy „wypalenie zawodowe”, a częściej po prostu „wypalenie”, które może zacząć się w różnych obszarach. A to znaczy, że w pozostałych sferach jeszcze długo i dobrze możemy funkcjonować i nasi bliscy wcale nie muszą wiedzieć, że tam w pracy się pali i wali, bo w domu jeszcze wszystko jest w porządku. Finalnie oczywiście to się rozleje na wszystkie pozostałe sfery życia. I kiedy się rozleje i trafimy do lekarza psychiatry, to on będzie widział to, co jest w tym konkretnym momencie.

Dlatego warto byłoby się cofnąć na parę kroków i podrążyć temat, jak to się zaczęło, jak do tego doszło – i wtedy możemy odróżnić wypalenie od depresji.

Na pewnym etapie wypalenia czasem trzeba zacząć od leczenia farmakologicznego – takiego, które stosuje się w depresji. W obu przypadkach pacjenci często mają problemy z regularnym snem, potrzebne są też leki, które poprawiają nasz nastrój. Gdy poradzimy sobie z tymi problemami, to wtedy potrzebujemy „dokopać się” do tej naszej indywidualnej ścieżki, która doprowadziła do tego wypalenia. Bo bez zdiagnozowania tej ścieżki nie ruszymy z miejsca. 

Musimy wiedzieć, którą drogą osoba w procesie wypalenia do tego doszła i jakie czynniki na tej drodze były tymi, które wywołały ten proces. Diagnozujemy ten proces po to, żeby zająć się przyczynami, a nie tylko objawami. Następnie szacujemy, co możemy zrobić, żeby zająć się tymi problemami oraz próbujemy dokopać się do mocnych stron danej osoby, czyli do zasobów osoby w kryzysie. Często nie uświadamiamy sobie swoich mocnych stron, zwłaszcza jeżeli jesteśmy w sytuacji kryzysu. 

Co możemy zrobić, żeby zmienić swoją codzienność? Próbujmy to robić małymi krokami i wydobyć te mocne strony. Moim zadaniem jest wzmacnianie klienta, uświadamianie mu, co możemy zmienić, żeby iść w tę dobrą stronę. Pytanie, jaki stan satysfakcjonuje klienta, bo musimy też ustalić cel tej współpracy. Co jest tym stanem pożądanym? Nie zajmujemy się rzeczami, którymi pacjent nie chce się zająć, takimi, które się nie zepsuły w myśl zasady: „nie zepsuło się, to nie naprawiaj”. Więc idziemy tylko w tę stronę, w którą prowadzi nas klient.


Ile taki proces pracy nad wyjściem z wypalenia może potrwać?

W zależności od tego, na jakim etapie jesteśmy i co mamy do dyspozycji, może trwać różnie. Terapia skoncentrowana na rozwiązaniach w nurcie, w którym ja pracuję, jest bardziej krótkoterminowa – maksymalnie 10 spotkań. 

Częstotliwość tych spotkań ustala również klient. Mam jednak takie przypadki, że może się to również zakończyć po trzech spotkaniach, bo klient czuje się wzmocniony, czuje się świadomy tego, co jest i wie dokładnie, czym powinien się zająć. Więc jest w na tyle dobrej kondycji, że jest w stanie zawalczyć, a sam proces wypalenia nie był jakoś mocno zaawansowany, bo dzięki temu, że jest osobą świadomą i uważną, w porę zwrócił się po pomoc.

Ale może być również tak, że to wychodzenie z wypalenia trwa już ładnych parę lat, bo stan jest już zaawansowany, zasobów do dyspozycji nie jest za dużo i robimy małe kroczki. Podsumowując, czas wyjścia z wypalenia jest zależny od wielu czynników.


Czy wypaleniem można się zarazić?

Wyobraź sobie, że można. Jeżeli mamy w swoim otoczeniu, w pracy, osobę, która jest w procesie wypalenia, to jej wypalenie manifestuje się konkretnym zachowaniem. Tacy ludzie stają się po prostu niedobrzy i bardzo pogarszają jakość pracy innym, ich funkcjonowanie na co dzień. Na początku takie osoby z otoczenia nie bardzo wiedzą, jak się zachować. Próbują różnych metod, próbują trochę skracać kontakt, próbują ucinać ten kontakt, ale właściwie nic nie jest skuteczne, nic nie działa. 

I ta osoba dalej manifestuje to i pogarsza atmosferę, „robi nam zły dzień”. Dzień po dniu, dzień po dniu. I wreszcie jedynym, co skutkuje, jedynym, co działa, to jest zachowywać się tak, jak ta osoba. I wtedy to działa. Przejmujemy sposób działania tej osoby, czyli dochodzi do czegoś takiego, co się nazywa wtórnym syndromem wypalenia.

Zarażamy się. Wystarczy jedna osoba w zespole i ona „sieje” na resztę. Gdy masz w swoim otoczeniu osobę, która Cię doprowadza po prostu do wściekłości, bo dzień po dniu psuje atmosferę i pogarsza jakość pracy, przejmujesz jej zachowanie.


Jak więc nie zarazić się wypaleniem?

Wypalenie zawodowe jest „cichą pandemią” dzisiejszych czasów. Skala zjawiska jest ogromna. Około 80% ludzi jest w procesie wypalenia – jest to bardzo duży problem i my, jako społeczeństwo, mamy wiele do zrobienia w tym temacie.

Jako pracownicy apelujmy o to, żebyśmy dostali porcję wiedzy, żeby firma zapewniła nam szkolenia, warsztaty, jakieś materiały do tego, żebyśmy mogli sobie jakoś się uświadomić, i przygotować na tą sytuację i reagować w porę, nie pozwalać rozwijać się temu procesowi.

Spróbujmy zawalczyć o samych siebie, zawalczyć o nasze otoczenie w pracy, żeby ono było jak najbardziej zdrowe. Także mówmy jak najwięcej o zdrowiu psychicznym, bo ono jest ważne.

Jeżeli na bieżąco nie rozwiązujemy naszych problemów, nie niwelujemy małych stresorów, które wyglądają niewinnie i nic z tym nie robimy, to po jakimś czasie niestety ta sytuacja wystawi nam rachunek. To efekt kuli śnieżnej! Mamy tendencję do tego, że „machniemy ręką“, bo po prostu tak musi być.

Naprawdę bądźmy bardziej uważni na siebie, niwelujmy nawet małe sytuacje stresowe, róbmy coś dobrego dla siebie, odpoczywajmy, nagradzajmy się każdego dnia.

To bardzo podnosi nasz dobrostan, nasz komfort funkcjonowania, więc nie popełniajmy tego błędu, żeby być takim dla siebie surowym. Bądźmy lepsi dla siebie.